Dzień 13
Kierunek Barcelona - tam spędzam z pól dnia .. zwiedzam pocztówkowe punkty oraz zaliczam plażowanie i kąpiel w morzu
Wieczorem przekraczam granice hiszpańsko-francuską. Kima na wypasionym parkingu dla tirów ... sanitariaty pierwsza klasa.
Tego dnia nie przejechałem za dużo kilometrów, nadmorska droga nie pozwala na połykanie kilosów ... ot takie powolne snucie się do przodu .. widoki ładne to i lokalne tempo można wytrzymać.
20151009_141732.jpg
20151009_143135.jpg
20151009_145817.jpg
20151009_150313.jpg
20151009_154045.jpg
Dzień 14
Wstaję ok 9 do drogi jestem gotowy ok 10 30. Cel kierunek dom drogami lokalnymi biegnącymi przez Alpy ... jadę w stronę GAP a granicę francuska - włoską mam zamiar przekroczyć w okolicach miejscowości Brianncon i tak czynię
Dosłownie jedynie kilka razy się zatrzymuję aby zatankować i jakąś fotkę pstryknąć. We Włoszech melduję się po 17 ... wygrzebuję z dolnych pokładów kufrów ostatnią obiadową konserwę i szamam.
20151010_145331.jpg
Jakaś parada na zaończenie sezonu we Francji
20151010_152007.jpg
20151010_164650.jpg
Postanawiam lecieć już autostradami w kierunku domu. Turyn - Mediolan- Bergamo - Werona - Venecja, gdzie zaczęło mocno padać, godzina 23. Chwilę się waham czy nocować czy jechać dalej ... postanawiam jechać ..przecież deszcz nie będzie długo padał ... padał aż do Austrii gdzie przeszedł w deszcz ze śniegiem

Nie miałem już nic suchego, a temperatura spadła do ok 1 - 2 na plusie ... w takich warunkach jadę 50 km/h autostradą

Super

Nad ranem do śniegu z deszczem jeszcze doszła mgła ... elegancko postanawiam zjechać ok 5 30 na stację ... jak zwykle w takich momentach stacji nie ma przez jakieś 50 km ... po 6 jest .. zjadam śniadanie, suszę rękawiczki ( próbuję ) w suszarkach łazienkowych i sprawdzam pogodę.
Pogodnka nie brzmi zbyt optymistycznie ... śnieg .. i temperatury bliskie zera przez dwa następne dni. Opcja przeczekania odpada

trza jechać dalej, nie ma wyjścia. Doturlałem się do Wiednia gdzie przestało padać i sypać .. ale za to temperatura jeszcze spadła... wpadam do maca susżę rękawiczki w piecu ( dzięki uprzejmości kierownika restauracji) robię łunycki z suchych ręczników i owijam nogi, całość do worków na śmieci
No i dzida jeszcze jakieś 500 do domu. Pod dom dojeżdżam ok 16 -- czyli w trasie bez snu byłem jakieś 30 godzin i zrobiłem dystans grubo ponad 2000 tys - mój rekord jak na raz
Dojechałem w ostatniej chwili - rano jak wstałem nierozpakowany jeszcze motocykl wyglądał tak:
20151012_092033.jpg
Łączny przebieg całego wyjazdu to 10 tyś bez 20 km.
Dzięki za uwagę na deser jeszcze parę fotek