Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17.07.2016, 22:23   #14
kris2k


Zarejestrowany: Feb 2012
Posty: 158
Motocykl: GS 1100
kris2k jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 5 dni 5 godz 29 min 21 s
Domyślnie

Dzień pierwszy

Noc przed wyjazdem minęła o dziwo spokojnie. Wstałem skoro świt o 9-tej wypoczęty. O 10.30 już byłem gotów do wyjazdu.


Odpaliłem maszynerię, pomachałem żonie na pożegnanie i ruszyłem ku przygodzie.
Po ok. 30 kilometrach zaczęło schodzić ze mnie napięcie a jazda zaczęła sprawiać frajdę. Dokładnie Piotrkowie gdzie to pierwszy raz pomyliłem drogę. Ale, od czego mam nawigację! Kilka smyrnięć i dotknięć ekranu i już prowadzi mnie jak po sznurku. Mogłem jechać dalej. To znaczy nie tak całkiem dalej, najpierw musiałem się cofnąć. Dalej nic już nie zakłócało mojego spokoju, no może poza wiatrem który przewiewał mnie na wskroś. Wytrzymałem tak do Włoszczowej gdzie powiedziałem dość. Zarządziłem postój na przystanku i wpiąłem membranę do kurtki. W końcu lipiec jest, nie będę marzł. Membrana doskonale spełniła swoją rolę. Teraz głupi wietrze możesz sobie wiać. Kolega od którego odkupiłem ciuchy nie kłamał mówiąc że są w bardzo dobrym stanie. I tak sobie jechałem radośnie aż do Jędrzejowa, gdzie to po raz drugi obrałem zły kierunek. Zorientowałem się niestety dopiero po około 40 kilometrach. Droga okazała się na Kielce. Kielce, jakie Kielce? W Kielcach byłem już parę razy, nie miałem w planach kolejnych odwiedzin tego uroczego miasta. To chyba nie mój kierunek. O ratunek znów musiałem prosić nawigację. Tym razem nie wyłączałem jej już dopóki nie wróciłem na właściwą trasę.
W międzyczasie spokój mój zakłóciła myśl że pomimo iż po stokroć sprawdzałem czy wszystko co potrzebne do podboju Rumunii zostało przeze mnie zabrane, i tak zapomniałem o czymkolwiek czym mógłbym namydlić moje boskie ciało. I jak spod ziemi, na zawołanie, wyrósł przede mną przydrożny Rossman. Szybki zakup żelu Adidasa i uśmiech powrócił na me lico.
Po przekroczeniu pierwszego pasma górskiego na mej wyprawie czyli Gór Świętokrzyskich wiatr ustał i wyszło pierwszy raz tego dnia słońce. To mocno podbudowało moje morale.
Dalsza trasa przebiegała już bez żadnych problemów, nigdzie się nie zgubiłem, nic mi się nie przypomniało, było ciepło i przyjemnie. I tak w radosnym nastroju dotarłem do celu dnia dzisiejszego mojej podróży czyli Piwnicznej Zdrój. Dlaczego akurat tutaj? Ano dlatego że to jeszcze na polskiej ziemi, że miejscowość najbliższa granicy, i że skoro Zdrój to musi być turystyczna a w takiej o kwaterę najpewniej. Bo oczywiście namiot, śpiwór i karimatę uznałem za zbędny balast i postanowiłem spać na kwaterach. Ludziska którzy już przede mną przetarli ten jakże morderczy szlak zapewniali że z kwaterami problemu nie będzie. A ja ludziom wierzę.
Nocleg znalazłem w pierwszym miejscu do którego podjechałem, i to za całkiem satysfakcjonującą mnie kwotę 30zł. Otrzymałem klucz do bungalowu z łazienką i TV. A TV to ważna rzecz bo przecież dziś półfinał Euro.
Poza tym okazało się że nie jestem jedynym motocyklistą w tym przybytku. Nocował tam też jeden Czech, a właściwie Polak mieszkający w Czechach, kolega Andrzej podróżujący z żoną na Hondzie Shadow. Wieczór upłynął nam na miłych pogaduchach, dzieleniu się wspomnieniami i planami podróży. Bardzo zachwalał ów kolega termy w Miszkolcu, tak więc pierwszy cel podróży na dzień jutrzejszy już miałem.

Z Andrzejem pozostajemy w kontakcie do dziś.

Jako że ten pierwszy dzień to typowa dojazdówka więc foto brak.

Przejechane 388,5km.
I mapka:
https://goo.gl/maps/o4Q9XeDLCQT2
kris2k jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem