Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19.07.2016, 20:43   #13
dżony
 
dżony's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2013
Miasto: Złotów
Posty: 428
Motocykl: DR 650 SE
dżony jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 3 dni 11 godz 39 min 56 s
Domyślnie

Na przejściu zeszło nam trochę czasu i zrobiło się popołudnie. Odjeżdżamy dla spokoju kilkadziesiąt kilometrów od granicy i zaczynamy szukać jakiegoś miejsca do spania. Po drodze zahaczamy jeszcze o market, nie jedliśmy obiadu wiec dziś będziemy gotować. Przy okazji weryfikują się informacje słyszane w TV, że w tej Rosji to sklepy świecą pustkami bo im unia dała embargo... taaa, półki aż uginają się od produktów i między nimi mnóstwo rzeczy z Polski w wielu przypadkach jeszcze z polskimi etykietami tylko naklejona mała kartka z informacją w ich języku.
Wino, jakieś krokiety z rybą, pasztet i jedziemy. Pod sklepem rzucam okiem w gps gdzie w pobliżu jest jakaś woda. Po drodze znowu pakujemy się w krzaki, kilka opuszczonych wiosek, droga robi się coraz bardziej zarośnięta, praktycznie znika ale kreska w Garminie ciągle jest więc jedziemy dobrze. Wyskakujemy w końcu na polane i widać już jezioro, jest ładnie.





Marcin od kilku dni ma problemy z motocyklem, dusi się, nie chce się wkręcać na obroty a co za tym idzie manetka do oporu a prędkość 80km/h. Poprzednie dni nie było czasu ale dziś jesteśmy w miarę wcześnie rozbici więc zabieramy się za gaźnik. Niby wszystko w porządku ale iglica jest mocno wytarta, lata luźno w przepustnicy. Zauważam jeszcze, że jeden przewód od podciśnienia jest lekko pęknięty. Łatamy, sklejamy co się da może jutro będzie lepiej.





Marcin to prawdziwy meloman i bez muzyki nie może żyć, zabrał mini radyjko które przygrywać będzie nam już codzień. Wieczór spędzamy przy winku i dźwiękach ruskiego disko polo. W sumie to nie disko polo, to disko russo no bo przecież jesteśmy w Rosji.



Podczas porannego drapania się po dupie dyskutujemy gdzie by tu jechać. Niby jakiś plan jest ale kto by się tam go trzymał, przecież mamy jeszcze tyle dni zapasu. Są dwie opcje, albo jedziemy do Kurska asfaltem albo jedziemy terenem w sumie też do Kurska więc decyzja jest łatwa.













Czas znowu płynie szybko, grzejemy przez pola i łąki przeplatając to z małymi wioseczkami pośrodku niczego. Jadąc przez kolejne pole kukurydzy wjeżdżamy w mały lasek a za nim... niebiańskie łąki, znaczy się niebieskie. Po horyzont wszystko niebieskie, to kwitnie łubin.















W garminie widzę drogę ale w rzeczywistości już od dłuższego czasu jedziemy przez środek łąki. Ślady samochodu dawno zniknęły w trawie, zaczynamy krążyć. W takich miejscach mógłbym krążyć i pół dnia, niesamowity widok.





Znów cały dzień zleciał nie wiadomo kiedy, słońce już nisko więc zaczynamy się rozglądać za jakimś miejscem pod namiot. Dojeżdżamy do dużego jeziora ale dookoła wszędzie bagniska i nie da się dojechać do wody.





Krążymy z godzinę próbując je objechać. Przypadkowo na pobliskiej łące pod lasem trafiamy na ławeczki i miejsce na ognisko. Widać, że nikogo tam nie było od wielu lat, pewnie to jakieś miejsce pasterzy.



zachód piękny jak codzień



W nocy zaczyna padać deszcz, leje dosyć solidnie. Rano mamy sporo zabawy żeby wyjechać z tej podmokłej łąki, każdy wywija jakieś akrobatyczne figury na błocie. Po niecałej godzinie dojeżdżamy do drogi, na dziś wystarczy offroadu. Musimy trochę podgonić więc do Kurska dojeżdżamy już asfaltem.



Przebijamy się przez miasto i obieramy następny cel - Woroneż. Tam mamy plan poszukać jakiegoś hostelu czy campingu żeby w końcu dokładnie się wyszorować bo kąpiele w rzece nie do końca dają poczucie czystości.







Główne drogi w Rosji są mocno zatłoczone, mnóstwo ciężarówek lepszych i gorszych. Często daleka widać tylko kłęby czarnego dymu, jeden Kamaz próbując sforsować górkę tworzy długi korek. Co kawałek remonty, światła, ruch wahadłowy - ogólnie nic przyjemnego.



Pod wieczór dojeżdżamy do Woroneża, z bazy danych w garminie próbuję znaleźć jakiś hostel. Pierwszy strzał nietrafiony. To nie hostel ale czterogwiazdkowy hotel, ceny skutecznie nas odstraszają. Dwie kolejne próby podobne, parkingowy jak zobaczył nas całych utytłanych w błocie zasugerował, żebyśmy jednak poszukali czegoś innego. Kolejny hostel mógłby być ale znajduje się w jednym z mieszkań na blokowisku a tu na pewno nie zostawimy motocykli na całą noc bez żadnego nadzoru.

Po tym wszystkim kolejny raz utwierdzam się w przekonaniu, że w miastach nie ma nic ciekawego i należy je omijać bokiem, tak też robimy. Wyskakujemy z centrum i jedziemy kilka km za miasto - tam podobno jest jakiś kemping. Faktycznie coś jest, jakiś ośrodek nad rzeką w lesie, wygląda całkiem przyjemnie. Przyjemnie jednak nie wygląda portier z psem, który informuje nas, że to zamknięty ośrodek dla elit. Trudno. Słońce już zaszło więc trzeba podejmować szybkie decyzje co dalej. Niedaleko jest miasteczko, jedziemy zrobić zakupy. Dziś na kolację pasztet i wóda. Rozbijamy się już po ciemku nad jakąś rzeczką pod miastem. Po chwili zaczyna się ostro błyskać, najpierw z prawej, później z lewej. Osaczyło nas, pół nocy wisi nad nami jebitna burza a ja leżąc w namiocie zastanawiam się tylko jak my stąd rano wyjedziemy skoro wieczorem bez deszczu było już miękko. To nie koniec niespodzianek jutrzejszego dnia, nad tą rzeką chyba jednak byliśmy nie tylko my.

Ostatnio edytowane przez dżony : 19.07.2016 o 20:50
dżony jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem