Faktycznie ManAga po pracy się odezwała. Ustaliliśmy miejsce meetingu, niesamowicie dla nas szczęśliwe, bo... ledwo wjechaliśmy do małej wioseczki, a na horyzoncie pojawił się sklepik, strzał w dziesiątkę!!!

Drobne zakupy, bułka kiełbasa i piwo na szybko, zaczęło kropić, ale co tam. I tak smakowicie doczekaliśmy się JEJ. Faktycznie, Podsiadło na widok Dominatora a na nim Amazonki w moro przeciw deszczówce otworzył szeroko swe gały i powiedział ojej

w tej chwili już wiedzieliśmy z Andrzejem, że Dominator na tylnym siedzeniu miał Amor z łukiem

buahahaha.
Chwila rozmowy i ruszyliśmy, pierwsza Aga z kopyta!! Zaraz za nią żeby nie być gorszym czerwony iXTek, czyli nasz lovelas Dawid

. Nie mogliśmy się przestać śmiać ale jakoś udało nam się ich dogonić z "Żubrem".
Pierwszy punkt trasy Pustynia Siedlecka. Hm... co bu tu teraz napisać

? hahaha uważajcie bo teraz nastąpi kompromitacja trzech samców alfa, ale zacznijmy od początku.
Jak już wcześniej pisałem na przodzie Dominator i czerwony iXTek. Jadę przed "Grillem" zaczyna się głęboki piasek. "Zakochani" przelecieli bez problemu, my też... PRAWIE

hahaaha. Znów poległem, pięknie wyłożyłem się, drugi raz na prawą stronę. Jedyne co mogę się pochwalić, że bez problemu sam podnoszę Królową do pionu. OK, dotarliśmy na samą pustynię, ManAga z gracją przebiła się przez kilkadziesiąt metrów pustynnego piasku, postawiła moto na bocznej i czekała na nas, a nas jak nie było tak nie ma. CZEMU?! Pokopaliśmy się

Brak doświadczenia, jak sieroty doczołgaliśmy się do Agi. Wstyd i kompromitacja? Czy ja wiem, no pewnie tak, ale kilka dobrych rad i już za chwilę szło nam dużo lepiej. Po prostu jechaliśmy hahahaha, już nie 3km/h i pomagając sobie nogami. Zapomniałem dodać, że Yamahy się dość zagotowały