Zarejestrowany: Dec 2014
Miasto: Zabrze
Posty: 86
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 4 dni 15 godz 38 min 47 s
|
WYPRAWA DO IRANU – dzień 5
Wystartowaliśmy skoro świt, i tak nie spałem wiele – pokój trzy osobowy z Adamem to zły pomysł, nawet gwizdanie na chrapanie nie pomogło (tylko strzał poduszką :-)).
Do granicy 280, spoko. Wczoraj wieczorem padł pomysł aby góry przelecieć w nocy do miejscowości Agri. Dopiero za dnia zobaczyliśmy, że to byłby zły pomysł. Temperatura spadła do 9oC i choć droga była szeroko to wcale nie taka łatwa (po ciemku).
Po drodze mijamy Arrarat, jaka ta góra jest majestatyczna. Dwa lata temu leciałem od strony wschodniej (Armenii) teraz od zachodniej i jest jeszcze większa i … ośnieżona. Już wiem, dlaczego Turcy całkowicie zawłaszczyli ją dla siebie i to wcale nie są odległe czasy (chyba ok 1915r).
Temperatury w dniu dzisiejszym wahały się od 9 do 26oC – masakra, na dodatek po stronie Irańskiej dopadł nas deszcz – ale to potem.
Dojeżdżamy do granicy, stajemy pod brama Turecką i … pokazują nam, że mamy wjechać pod prąd?! Pchamy się pomiędzy dwa TIRy, miejsca mało, ale celnicy przestawiają jednego, abyśmy se zmieścili :-) fajnie. Następnie przy pierwszej budce przełapuje nas pierwszy myfriend, zabiera paszporty i po zaniesieniu ich do pierwszego okienka proponuje wymianę waluty, oczywiście po totalnie niekorzystnym kursie. Po dwudziestej ósmej odmowie, strasznie psioczy na Polskę i jej obywateli – czyli na nas (nie zarobił). Za to następny myfriend już zarobił. Ale po kolei, przejmuje nas kolejny gościu (wskazany przez celnika), więc najpierw wywiad, potem dokumenty w łapę i za nim po kolejnych kilku okienkach (przeciętny Europejczyk, nie jest sam tego w stanie przejść bez załamania i instrukcji obsługi). Wcześniej wyczytałem, po czym poznaje się celnika irańskiego … po reklamówce ze śniadaniem. Nie musi umieć/rozumieć w innym jak irański, robią to za niego myfriendzi i interes się kręci, w naszym przypadku 15 Euro od łebka (podobno i tak po zaniżonej stawce:-)
Co prawda, próbował jeszcze Tomka orżnąć na 100$ przy wymianie, ale Tomasz był czujny i mamy po kilkanaście milinów Chomejinich. Po szybkich 1,5 godziny i kolejnych dwóch budach dwa kilometry dalej, jesteśmy w Iranie!!!
Uff – spoko i jeszcze przeszmuglowane dwie butelki % w bagażach (dziwnym trafem, przy kontroli u Tomka jeden kufer nie do końca chciał się otworzyć a mój był przygnieciony oponą :-) ).
Droga do Urmia, do domu Hosseina górzysta i o dosyć zmiennej temperaturze oraz aurze ale... temperatura skoczyła do 26oC !!!
Dobrze, że mieliśmy namiar GPS, nie było by szans trafić inaczej. Jak ktoś oglądał Helikopter w ogniu, wie o co chodzi, uliczek multum a ruch … nie umiem opisać. Generalnie na skrzyżowaniach jest tak; czerwone – stoisz, zielone możesz jechać ale na Twoją odpowiedzialność a włączenie do ruchu polega na delikatnym przesuwaniu się do środka drogi i jak już zablokujesz ruch, droga jest Twoja! Proste i działa!!! (choć na początku kosztuje sporo nerwów).
Towarzystwo u Hosseina międzynarodowe (Szwajcar, Niemka i Niemiec, Irlandczyk i Irańczyk z obywatelstwem niemieckim oraz 3 Polaków – wesoło i wszyscy myślą, że każdego rozumieją :-) ).
Wieczorem wspólny wypad na miasto do „knajpy”, generalnie jedzenie tutaj jest mocno monotematyczne – kebab z różnymi dodatkami. Po kolacji, dostaliśmy rachunek w farsi, nikt nie wiedział, ile mamy zapłacić, każdy miał inną interpretacje rachunku. Szef widząc nasze zakłopotanie, powiedział, że mamy to free od niego... (8 osób)! Nie wiem, czy nie był to Taroof, ale w tym towarzystwie tylko ja wiedziałem o co może chodzić, więc mnie przekrzyczeli po niemiecku. Taroof, rodzaj uprzejmości perskiej, przy zapłacie. np.:Ile się należy – ależ nic, ale ja chcę zapłacić, ależ naprawdę nie ma potrzeby ale ja nalegam … no dobrze i pada cena.
Jutro ciąg dalszy, jedziemy pewnie w grupie, czy tak licznej jak powyżej, nie wiem – zobaczymy. Plan, jaskinia AliSadr.
|