Odcinek 8, pełen nowych wrażeń
Sen na plaży jest zwykle długi i miły.
Bywa jednak nieoczekiwanie przerwany.
„Agaaaaaa!!!!!!! Agaaaa, apteczkę dawaj”
Widzę Lidkę biegnącą w kierunku naszego namiotu.
„Co się stało

”
„Stacha coś ugryzło w wodzie i mocno krwawi”
Cholera. Szybko szukamy apteczki, waciki, dezynfekcja, bandaż. Stach jednak zwija się z bólu, a rany leci dziwna piana.
Brodził po plaży, poczuł silne ukłucie i tyle.
Nie mamy pojęcia, co to mogło być.
Szukam czegoś przeciwbólowego, ale pacjent już prawie wyje z bólu, w dodatku traci czucie w stopie.
A za chwilę w całej nodze.
Cholera. Nie mamy pojęcia co robić. U nas 112, a tu?
Szpital. Ale gdzie? Miasto było jakieś 60 km wcześniej, a tu same chaty rybackie. Czy Stach wytrzyma te 60 km? Bo zaczyna się słaniać i przestaje cokolwiek czuć w dolnej części ciała.
Nagle, jak z niebytu wyłania się starszy człowiek w galabiji i turbanie. Patrzy, co się dzieje i zaczyna machać w stronę kolejnej wsi, wyrzucając z siebie potok słów po arabsku.
Niewiele myśląc, pakujemy siebie i jego do auta, a on machając pokazuje, gdzie jechać. Toyota piszczy niesamowicie (nie jedziemy wszakże do 120 km/h, załączył się alarm), Stach jęczy, arabski staruszek wszystkim sposobami tłumaczy…
Mamy tylko nadzieję, że tłumaczy, jak dojechać do szpitala...
cdn.