Nie, żeby to od razu był wyjazd jak Emka, Nynka i Michała do "stanów".
Raczej krótki wypad w "stan umysłu" jakim oczywiście jest jazda na AT - bez wątpienia

.
Zaczęło się tak, że wypatrzyłem gdzieś w necie drogę przez las ale nie szutrową. Płyty betonowe.
Dojechałem tam i pojechałem dalej.
Biorąc pod uwagę relacje z UA gdzie niektórzy nadziali się na lokalesów z widłami, pomyślałem co by się mieć na baczności. Ale zaraz, zaraz.
Przecież ja nie jestem na UA.
Jadę, patrzę i widzę, że jednak grupa lokalnych bohaterów gromadzi się gdzie tam ...
Myślę, będzie dym, jak nic. Ale nie ma już odwrotu...
Ręce mi się trzęsły, dlatego fota niewyraźna
Podjechałem bliżej, wyłączyłem moto. Oni patrzą, ja patrzę.
Jeden z drugim patrzą ma mnie wzrokiem profesjonalistów u których zabijanie nie powoduje większego wydzielania adrenaliny.
Pryskam stamtąd czym prędzej i zapadam w szutry.
Już po strachu. I do tego pogoda zaczęła się poprawiać.
Następuje jesień attack.
Niech mnie goni ....
Czekam na następną sposobność.
Koniec transmisji. Do następnego ...