Cytat:
Napisał nicek27
Jak jest z napiwkami w takich krajach?

|
Nie zauważyłem
Dzień 23 Sobota 20.08.2016
Wstajemy wcześnie, wyspani i wypoczęci. Śniadanko zjadamy z wielkim apetytem i o 7.00 startujemy.
Dzisiaj chcemy dobić do naszej bazy, pod Charkowem na Ukrainie. Da się to zrobić, pod warunkiem, że nie będzie żadnych niespodzianek, chyba, że jakieś przyjemne.
Wołga to spora rzeka jest.
Lecimy … i to nawet całkiem sprawnie. Tankowanie, jakiś napój, lód, kawa i lecimy dalej. Temperatura idealna – 28 *
Droga E38, ładna, równa, można grzać.
Kalininsk … Bałaszow ...Borisoglebsk … dobrze nam idzie.
Anna … Woroneż … idzie nam bardzo dobrze, na tyle dobrze, że wjeżdżamy w miasto w poszukiwaniu … MacDonalda, a co już od dawna tęsknimy za „normalnym” jedzeniem. Krążymy dosyć długo, ale w końcu, gdzieś bliżej centrum, widzimy znajomy znak. Na parkingu komplet, a i w środku ciasno i jak dla mnie to dziwna sytuacja jest. Myślałem sobie, że „towarzysze radzieccy” nie będą wspierać wrogiego, amerykańskiego kapitału i nie będą objadać się niezdrowym, zachodnim jadłem. A tu nie … jedzą i to z wielką ochotą. Dziwny jest ten świat.
My też nie mamy żadnych zastrzeżeń do imperialistycznego jadła, dlatego objadamy się do syta i lecimy dalej.
Gdzieś po drodze zatrzymujemy się „na siku” i Max pokazuje mi czerwoną i spuchniętą rękę. „Coś” w czasie jazdy dostało mu się pod rękaw i upierdzieliło go w lewy nadgarstek.
Parnyj … Gubkin … tempo trochę spadło, ale do Biełgorodu wjeżdżamy jeszcze przed nocą, a potem to już tylko dojazd do granicy.
Na stacji benzynowej przy granicy jesteśmy o 20.00, a to całkiem dobry wynik.
Wydajemy ostatnie ruble i wjeżdżamy na dobrze znajome nam przejście.
Stanowisk dużo, ale na każdym po kilka samochodów, więc ustawiamy się gdzieś w środku. Idzie wolno, ale powoli do przodu. Jak dobrze pójdzie, to za godzinę będziemy spać w swoim hotelu przy naszym Audi. WRESZCIE !!!
Kiedy mamy jeszcze trzy samochody do odprawy, podchodzi do nas celnik i prosi dokumenty. Jest dobrze, może nawet będziemy odprawieni poza kolejką ?
Celnik bierze nasze papiery i gdzieś idzie. Wraca po jakimś czasie i pyta co to jest za wpis we „wremiennym wwozie”. A cholera wie.
„Wremiennyj wwoz” pisany był na Kirgiskiej granicy i to tamten celnik coś tam wypisywał i nawet się podpisał, więc co my mamy do tego ? Każe przestawić nasze motory na bok i czekać, a sam zabiera papiery i znowu znika. Widzimy, że krąży z naszymi papierami od budki do budki. Czekamy długo. Kiedy w końcu do nas wraca, mówi, że jest problem i że musimy iść do naczelnika. Idziemy za nim do budynku głównego, korytarze, korytarze w końcu pokój naczelnika. Celnik wchodzi, my mamy poczekać. Czekamy … czekamy … czekamy, siadam se na podłodze … czekamy. W końcu celnik wychodzi, mamy iść za nim. Wracamy do motorów, mamy czekać, a on idzie do budki. Znowu chodzi od budki do budki z naszymi papierami. Czekamy … czekamy …
W końcu, gdzieś po trzech godzinach, bez słowa oddaje nasze papiery, możemy jechać. To znaczy, możemy włączyć się w kolejkę do celnika. Teraz poszło już szybko i jedziemy na przejście Ukraińskie.
Jak zwykle kolejka do odprawy i jak zwykle bałagan. Pojazdy stoją w różnych miejscach, a ludzie pchają się do okienka, tymczasem człowiek i pojazd powinni być pod okienkiem, żeby celnik je widział.
W końcu, jesteśmy pod okienkiem, ale motory dwa samochody z tyłu.
Max pierwszy. Celnik bierze papiery, ogląda, patrzy w komputer i pyta.
- A gdzie maszina i priczepka ? !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
SZOK ….... jaka priczepka kużwa.
- Ja mam tylko motocykl, samochodu i przyczepki nie ma.
Ale w komputerze jest napisane, że jest motor, maszina i priczepka.
Nie, jest tylko motor, maszina i priczepka zostały przecież na Ukrainie.
Jak to na Ukrainie, powinny być z nami.
Nie, zostały na Ukrainie.
Celnik wychodzi ze swojego kantorka i karze pokazać nasze pojazdy.
No tak, nie ma, łapie się za głowę. Wraca do kantorka, siada do komputera, to gdzie jest maszina i priczepka ?
Max tłumaczy wszystko po kolei, ludzie stoją, patrzą, słuchają …
Trwa to wszystko dosyć długo, celnik się miota, nie wie co z tym zrobić.
W końcu gdzieś dzwoni. Przychodzi jego kolega, razem patrzą w komputer, patrzą na nas, na nasze motory i dalej nic nie rozumieją.
Celnik znowu gdzieś dzwoni, jest wyrażnie zdenerwowany. Potem wychodzi na zewnątrz i mówi że mamy podjechać pod budynek w głębi do naczalnika.
Jedziemy więc. Wchodzimy do budynku, długi korytarz, pod drzwiami naczalnika mała kolejka, stajemy na końcu.
Z pokoju wychodzi celnik w mundurze i … zaprasza nas do środka.
Wchodzimy, a wewnątrz za biurkiem siedzi naczalnik, tzn. pani naczalnik i to w dodatku, młoda, a nawet bardzo młoda pani naczalnik.
Max zaczyna tłumaczyć po rusku, a pani naczalnik … dobra, dobra, możemy mówić po polsku. Łołł, miła niespodzianka w tym całym bałaganie.
Max z grubsza mówi jak jest sytuacja, ale pani naczalnik wiele nie trzeba tłumaczyć. Patrzy w komputer, prosi o nasze paszporty, pieczątka i mówi, możemy jechać, powodzenia. Jeszcze przy nas dzwoni do celnika który nas odprawiał i ostro go opier..... Dziękujemy i spokojnie się ulatniamy.
Jesteśmy mocno zmęczeni tym całym koszmarnym zamieszanie na jednej i drugiej granicy. Miało być szybko i sprawnie – przynajmniej tak nam się wydawało - mieliśmy już dawno odpoczywać w hotelowym łóżeczku, a tu masz – cztery godziny na granicy.
No ale, nic to, przecież na wschodzie musi być jakaś przygoda i to nie jedna, a najlepiej cała seria przygód. Liczyliśmy jednak na to, że limit przygód już nam się wyczerpał, że teraz to już tylko szybkie „chop” i będziemy w domu … na ale, nic to.
Wsiadamy na nasze „osiołki” i spokojnie kulamy się dziesięć kilometrów do motelu „Oczag” gdzie stoi nasza maszina.
Na miejsce docieramy trzydzieści minut po północy. Jesteśmy tak zmęczeni, że nie mamy sił i ochoty nawet na kąpiel.
Pakujemy się do naszego pokoiku na piętrze i padamy na pysk do łóżek.
Koniec … na dzisiaj wystarczy.
Dystans 860 km Temperatura 28 *