Kimże bym był gdybym kazał czekać..

(przy mojej pracy to standard, ale na szczęście czekali inni

)
Poranek.
Okazało się, że w nocy podobno była burza jak sam skurwesyn. Podobno, bo Wróbel i ja kimaliśmy w najlepsze, a resztę budziły jakieś pioruny czy coś..

Wróbel miał niemiłą niespodziankę, bo zostawił wszystko na zewnątrz. Buty, ciuchy, torby pootwierane, no wszystko.
Wszystko mokre. Zaimprowizowaliśmy suszarkę, śniadanko i morale wzrosły

W drogę. Początkowo wspinaliśmy się gdzieś w górę drogami, które już raz zaliczaliśmy. Dalej, po kilkunastu km pokazały nam się malownicze łąki. Wszyscy już wtedy się zakochali w tym kraju i widokach. Łąki, owce, błoto, łąki, pasterze, łąki, owce, błoto - i tak dalej w kolejności dowolnej

Dalej kierując się, bóg wie gdzie i starając się podążać za śladem jaki sobie ustaliliśmy - natrafiamy na kamieniołom i tamę, którą stawiali w tym miejscu. Ciekawa sprawa. Trochę fotek, trochę filmów, jedziemy dalej. Z terenów leśno górzystych przeciskamy się z powrotem w klimaty połonin. Obiad. Po obiedzie, stwierdziliśmy, że trzeba poszukać jaiejś wioski i kupić trochę mięsa na ognisko. W sklepie Pani chciała nam sprzedać worek kiełbasy za 300Leji

Kupiliśmy w sumie za 30. Wróciliśmy nad rzeczkę żeby zaobozować - Leszek i ja ruszyliśmy w poszukiwaniu drewna. Wieczorem okazało się, że kiełba była chyba z papieru i z domieszką cementu. Była paskudna i nie chciała się nawet w ogniu spalić

Biesiada i spanie. NIE PADAŁO!