25.12 trzeci odcinek po Afryce z 2007 roku.
Zapowiada się bardzo długi dlatego ruszam jeszcze w kompletnych ciemnościach. Koło 700 km i długi OS.
Jakieś brody, przejazd wyschniętym korytem rzeki. Robione po ciemku dodają adrenaliny.
Już po wschodzie słońca docieram do mega stromego podjazdu, kolejne pasmo górskie. Widok mnie rozwala, po lewej równina po horyzont, po prawej ściana do szczytów po ok 1900 m n.p.m. Odpalam kamerę, robię szybkie zdjęcie i fuuuuukkkkk!!!!! W dziwaczny sposób robię figurę, uderzam w skałę i padam na ryj.
Po chwili dociera do mnie jak głęboko jestem w dupie.
Po godzinie opanowuję sytuację i jadę dalej. Początkowo trasa jest trudna, później jest bardzo trudna, a później skala trudności się kończy i bywa trudno silnia do potęgi dużej razy trzy plus dwa.
Jest trudno w nieskończoność.
Nie mogę napisać co dalej bo nie potrafię. Musiałbym mocno przeklinać na siebie, na skały, brak wody, niefarta, słońce, zepsuty motor, kamloty wielkości znacznej, kompletny odpływ sił.
Wolę zrobić film z tego co udało mi się nagrać.
26.12 ?
27.12 ? & ?
28.12 straciłem w zasadzie trzy dni.
Muszę dojechać do Dakaru, wiem o tym. Muszę bardzo nadrobić. Jadę w zasadzie non stop.
Południe Maroka jest wprost przeryte i zniszczone powodziami z jesieni.
29.12 wjazd do Sahary Zachodniej.
Cały czas nadrabiając straty pruję asfaltem albo zachodnią pustynią, na zmianę. Widoki mega, trasy bardzo szybkie. Szlifuję tak jak mi się marzyło.
|