01.01.2015 wcześnie rano. Granica z Senegalem.
Chłopcy w mundurach skubią mnie z całej kasy, zostawiając mi dwa euro w monecie.
Do Dakaru zostało mi jakieś 350 km.
Jadę delikatnie jak niedzielny dziadek borowy bo motors nie ma zawieszenia z przodu, silnik ma połowę stanu oleju, do tego zalany jest przekładniowym. Ja czuję się podobnie.
Późnym popołudniem zatrzymuję się nad brzegiem Lac Rose gdzie finiszowały Dakary z metą w Dakarze.
Dokładnie rok wcześniej rozpocząłem przygotowania do tego rajdu.
365 dni pracy, żeby teraz nie czuć niczego innego poza kompletną, największą, najbardziej szczerą i nieprawdopodobnie silną wdzięczność. Wdzięczność dla Mimoun.
Nie zrobiłem tego co planowałem. Nie przejechałem całej trasy afrykańskiego rajdu, brakło mi kilka odcinków.
Zrobiłem jednak coś czego nie planowałem. Przeżyłem.
Korzystając z gościnności idę spać. Jutro samolot.
|