Wyprawa planowana od dawna. Od dawna też wiedziałem, że nie chcę mieć planów od linijki, sponsorów i obowiązków. W pracy i w domu dostałem miesiąc wolnego a więc plan wyglądał tak, że miałem przejechać się po Karpatach i Bałkanach w miarę daleko od asfaltów.
To miała być "moja pierwsza wyprawa" pod paroma względami:
1) na BMW X Challenge
2) na "ciężko" po górach
3) tak długo z daleka od domu, moich dwóch Miłości w nim pozostawionych
Zanim zacznę opowiadać powiem tylko, że ten wyjazd trwał krócej, przyniósł wiele wspaniałych chwil, wiele trudnych decyzji, fantastycznych doświadczeń i refleksji, trochę nowych znajomości, trochę przygód...
15.05.2017, niedziela.
Z Mateuszem jesteśmy umówieni u mnie o 9.30 ale przed 9.00 dostaję sms, żeby później wystartować - bardzo mi to odpowiadało, bo właściwie jeszcze w proszku - a tak zatankuje moto, umyje dla pierwszych fotek

Jadę na stację, tankuję pod korek oba baki, idę płacić, wracam i wio na koń.
10.30 - Mateusz pod domem, ja ostatnie pożegnanie z żonką i moim synem (który pomimo iż przyzwyczajony do moich wyjazdów, ten o dziwo bardzo źle zniósł - serce mi pękało, jak widziałem jego łzy przed odjazdem) no ale szybko odpalamy i tniemy na Myczkwce, żeby nie zmienić zdania i nie zostać w domu...
Kierunek - Myczkowce i MotoMyczki - genialne miejsce u Marcina vel Obcego, świetny klimat i pyszne żarcie

a że mamy a właściwie Mati ma trochę "palionki" to morale rośnie i szybko łykamy asfaltowe km. Jakieś 70 km od domu pierwsza "awaria" w DR'ce - Mati stracił jedyne gniazdo zapalniczki - jest bez zasilania navi/telefonów już do końca wyjazdu.
Przygód ciąg dalszy - dokładnie 174 km i nagle moje moto staje...WTF

?! Paliwa brakło! Ale jak - przecież mój zasięg to "teoretycznie" 300 km?! Okazało się, że dodatkowy zbiornik to jedynie balast, bo coś się popsuła i ściąga z niego 1-1,5 l benzyny....Mati na szczęście ma cysternę i jak się okazuje, nie po raz pierwszy ratuje BMW paliwem

Pogoda dopisała - MotoMyczki też - nie dopisał tylko nasz "plan", bo mieliśmy w Bieszczadach zaplanować kolejny dzień a skończyło się na niezłej imprezie, na której to poznaliśmy mega odjechanego gościa - niejaki "Piotruś", człowiek, który mówił w sobie znanym języku, choć niby po polsku, słynny ze skoków z zapory na Soliną i jazdy po jej murku (tak przynajmniej nam "opowiadał"


Generalnie przygód "enduro" brakâŚale to, co spotyka nas dalej to w naszych głowach raczej się nie mieściło.
Przejechane około 320 km, około 6-7 h na moto z postojami na awarie i tankowania.
Start - dokumentacja danych.
Droga czasem jak po tarce a czasem...
...a jakie zapachy w tej Polsce!
Dziwne - po jednym nozdrzu i jednej warze...
Nawet podczas awarii humory dopisywały (jeszcze)
"Bieszczady, moje Bieszczady..." śpiewa KSU...
A w nagrodę
u Obcego