Dzień ostatni.
Wstałem około 6.00 - wyśmienicie się spało. O 7.00 byłem gotów na droge do domu. Wychodząc z chatki spotykam Lukę - nie wyglądał świeżo

Z tego co mówił, pękła jeszcze jedna butelczyna wina po tym, jak ja się ewakuowałem.
Żegnamy się jak starzy kumple, życzymy "szerokości" i Luka poszedł budzić Żeljko (na posiadłości cichutko) a ja wsiadłem na moto i do domu...jeszcze nie miałem jasności, czy "na raz" łyknę ale z każdym km byłem coraz pewniejszy tego, że dzisiaj chcę być w domu.
Z tego dnia właściwie nie mam ani fotek za wiele ani filmików. Minąłem Chorwację, dojechałem do Węgier a tam zasieki na moście...dziwny widok ale przejście na granicy płynne, choć musiałem "wyskoczyć z paszportu".
Węgry - jechałem w 100% tranzytem i z tego punktu widzenia wydały mi się bardzo nudnym krajem...nudnym w porównaniu do krajów typu Czarnogóra czy Rumunia

Jadąc wzdłuż Balatonu nagle zaczyna mi coś podejrzanie pachnieć...qwa! Piwo pękło w rogalu! Mam nadzieję, że to TYLKO piwo a nie jedno z 3 różnych win lub Rakji, które wiozłem (z każdego kraju jakieś suweniry - winka dla żonki a piwka z Serbii dla śwagiera ). Szybka akcja - zatrzymuje się na przystanku autobusowym i dawaj - rozpakowuję rogala i sprawdzam, co pękło!Uff - na szczęście piwo, choć szkoda...dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, jak to co robię może wyglądać z "boku" - polski motocyklista na przystanku wychyla "flache"

No dobrze - jedziemy dalej - wleciałem na Słowację i lecę w kierunku Tatr, coby wyskoczyć w okolicy Zakopca. Jest 17.00 a ja mam 500 km jeszcze...cholera - spada tez temperatura bo na Węgrzech 30 stopni a około 100 km od Tatr 22 stopnie...W Tatry po stronie słowackiej wjeżdżam około 20.00 - temperatura około 7 stopni i siąpi a więc staję i ubieram "przeciwdeszczówki".
Słowacja krajobrazami mnie zachwyciła ale w wioskach w górach 70 % ludzi to cyganie. generalnie to właśnie na Słowacji nie odważyłbym się spać w okolicach wiosek lub "na kwaterze".
Do Polski wjeżdżam około 21.00 - jest zimno, wilgotno (mżawka) i już ciemno a asfalt jest wilgotny i wsysa światło...muszę jechać na panelu ledów - na szczęście działa i jak go włączam, robi się widno i dooobrze

Lecę na Kraków - na jednych ze świateł (około 23.00) podjeżdża do mnie BMW GS 1200 ADV i zagaduje "skąd" "dokąd" i proponuje zjechać na chwilę na "fajka" na stację. Myślę sobie - oki, od razu zatankuje..."Beemiarz" pyta, czy, może zrobić fotkę z moim moto - jestem tak zmęczony, że się zgadzam

Mało tego - okazuje się, że obaj jesteśmy z Kielc (dlatego mnie zagaił) ale jeszcze mamy wspólnych znajomych! Adaś - pozdrawiam!

Adam proponuje, żbyśmy "razem jechali" ale moje sprzęgło...i jak patrzę na to MONSTRUM to mam wątpliwości...ale się zgadzam, jednocześnie ubezpieczając, że jak coś to niech nie czeka

No i nie czekał - qrde - Adventure ma takie odejście, że to normalnie szok! Tzn. spokojnie dotrzymał bym mu kroka ale moje sprzęgło nie pozwalało...


Do domu dotarłem zmęczony ale szczęśliwy - za mną fantastyczny wyjazd a przede mną nareszcie kontakt z Rodzinką.
Około 920 km, około 16h w siodle (rekord na BMW "na raz").
Dziękuję Wam za wspólną podróż, że chciało Wam się czytać i pisać
Wspominałem o "podsumowaniu":
Podstawowe wnioski (dla mnie najważniejsze).
1) na kolejne wyjazdy albo w grupie min. 3 motocykle albo sam (albo ze "sprawdzonym kompanem", którego znam z wielu różnych sytuacji)
2) moto ma być maksymalnie przygotowane
BMW G 650 X Challenge
Generalnie jestem w 100% usatysfakcjonowany. Nie zepsuło się nic, co mogło by mnie zaskoczyć - sprzęgło wykreowało charakter podróży w jej drugim etapie...i jako do jedynego miejsca w przygotowaniach nie zaglądałem do silnika, (oprócz oczywiście zaworów, łańcucha rozrządu czyli "góry" silnika). X jest na tyle lekki, że w offie nawet załadowany po sufit dał się prowadzić posłusznie, spokojnie dał się utrzymać na nodze (w analogicznych sytuacjach z ciężkim moto, np. AT bym na 100 % leżał). Spalanie jak w zegarku - nie więcej niż 4,5 l/100 km - bez względu na dynamikę i charakter trasy).
Zawieszenie - już zamówiona akcesoryjna sprężyna HyperPro bo tył ewidentnie nie wyrabiał (mam wstawiony amortyzator z XMoto), przód fantastyczny. Hamulce - bez zastrzeżeń.
Spalanie oleum - 0 ml na ws umie około 5 k km zrobionych obciążonym moto w czasem trudnych warunkach.
Pakowanie:
- rogal - jak dla mnie najlepszy sposób pakowania i transportu szpeju w wyjazdach tego typu.
- pomimo iż wizualnie (objętościowo) wyglądało na dużo, wszystko się przydało, nic nie było zbędne (oprócz dętek - 0 kapci i u mnie i u Mateusza)
Wyposażenie:
- opony Sava Rockrider. Po około 6000 km (około 5000 km po asfalcie) zeszły w 60 % (dla mnie już nie są kostką - zostało 4-5 mm bieznika na środku z tyłu, przód lekko wyząbkował). Na czarnym suchym/mokrym - 10/10, na suchym pozamykane na luzie.
W terenie - 9/10, w najgorzej w błocie ale to "najgorzej" jak na "dualowe kostki" to 7/10 a więc naprawdę dobrze, dla mnie nadspodziewanie dobrze.
- deflektor - zakupiłem z lekkim "dystansem" ADV uniwersalny i powiem tak - to strzał w 10! tle robactwa i syfu, ile zatrzymał to jakiś szok! Nie wspomnę już o komforcie - z deflektorem ciszej i mniej "nerwowo", tzn. nie ma efektu "pieska w taxi" jak wieje wiatr albo mija nas TIR i chce nam łeb wykręcić.
- SIDI Crossfire II - GENIALNE! Jechaliśmy 120 km w deszczu - SUCHO! brodzenie w wodzie - SUCHO! Upały 34 stopnie - jest dobrze! Ochrona nogi - GENIALNIE! Jak mi się moto na nogę zwaliło, piętę miałem prostopadle do ziemi i noga cała.
- Kurtka HARD TRACK H2OUT - jeżdżę w niej na zbroi. Generalnie od 2 stopni do 30 stopni jest niej komfortowo. Poniżej 0 stopni nie jeżdżę więc nie wiem

Dobra/świetna wentylacja. Na minus - kieszenie! Tylko dzięki dołączanej wodoodpornej (rolowanej) saszetce w kieszeni nie boję sie o dokumenty bo ta kurtka nie ma ANI JEDNEJ kieszeni wodoodpornej! Za taką kasę to jakiś żart...ale wszystko inne na + - membrana i podpinka, które mogą być używane jako "kurtka cywilna", "szelki" zamiast suwaka do spinania ze spodniami sa dla mnie genialne!
- Caberg Tourmax (jedyny szczękowiec z homologacją do jazdy z otwartą szczęką) z daszkiem, blendą i pinlokiem oraz możliwoscia jazdy w goglach bez konieczności odkręcania szyby. Odkryłem w rumuńskich korkach zalety podnoszonej szczęki

Kask jak dla mnie dobry (blenda super, szczęka i szyba super). Jedyna wada to słaba kompatybilność z goglami - znalazłem po długich poszukiwaniach jakieś FLY, które się mieszczą. W porównaniu z moim ostatnim garczkiem lekki i cichy (cichy może przez deflektor?)
A tak na sam koniec mojej opowieści - najcenniejszym wnioskiem dla mnie jest fakt, iż potrafię sobie radzić samemu ze sobą. Doświadczyłem samotnej podróży - lubię ją. Lubię chyba bardziej niż myślałem - i jestem na nią gotowy, potrafię sobie poradzić w podróży z prawie wszystkim...jedyne, co może być silniejsze ode mnie to tęsknota...ale kto wie?
Będą następne podróże, nie wiem czy relacje bo pomimo Waszych wspaniałych i zachęcających reakcji i komentarzy jestem bardzo krytyczny i stanowczo twierdzę, że pisać nie umiem. Jest to też trudniejsze niż myślałem...
Dziękuję wreszcie Tobie Mati za podróż, towarzystwo i możliwość zobaczenia i doświadczeniu wielu wspaniałych widoków, sytuacji...DZIĘKI!