Budzę się jako pierwszy koło 6 i wymykam się z namiotu. Chłopaki śpią a ja biorę się za poranną kawę. Nie jest to proste bo nie mogę znaleźć zapalniczki więc bazując na żarze, który pozostał z ogniska rozpalam ognisko na nowo a od ogniska mój palnik

.
Widok na nasz obóz.
Dość sprawnie udaje nam się zwinąć. Co prawda rano wszystko jest mokre od rosy ale błyskawicznie schnie w porannych promieniach słońca. Zapowiada się kolejny upalny dzień. Wyjeżdżam z miejsca noclegu jako ostatni i oczywiście wybieram złą drogę. Niestety nie widziałem jak pojechali chłopaki i po chwili znajduje się znów na koziej ścieżce - innej niż dnia poprzedniego. Tu nie ma jak zawrócić więc kładę moto na skalnych stopniach i próbuję go odwrócić lecz brak mi sił. Chłopaki kawałek dalej się zatrzymują i Dasio słysząc mój klakson wraca do mnie. Nie bez wysiłku sprowadzamy mój motocykl na właściwą drogę i w końcu jedziemy. Chwilę po 9-tej jesteśmy już na trasie. Dzisiejszy cel to Himare nad morzem Jońskim.
W końcu docieramy do miejscowości Memaliaj przy drodze SH4. Ten odcinek naszej trasy wyglądał mniej więcej tak:
W Memaliaj tankujemy w jedynej czynnej stacji benzynowej. Na chwilę wjeżdżamy też do miasteczka - ale nie znajdujemy w nim nic godnego uwagi oprócz remontowanego placu centralnego.
Z Memaliaj szukamy drogi która doprowadzić nas ma do SH76. Sidorowski znajduje odpowiedni skrót na swoim Garminie. Nasza droga wyglądała mniej więcej tak:
Po pewnym czasie wspieliśmy się dośc wysoko nad poziom rzeki, która została w dolinie. Widoki mega...
Ta droga była dośc wymagająca - znów pojawiały się agrafki z luźnymi sporymi kamieniami.
Dojeżdżamy do SH76 ale droga właściwie się nie poprawia - nadal mamy dużo luźnych kamieni lub litą skałę. Jedynie co ją różni od naszego skrótu to to że nie ma agrafek i stromych podjazdów - idzie zboczem góry pnąc się lub opadając dość łagodnie.
A tak wyglądała nawierznia
Jadąc tą drogą w pewnym momencie Dasio zgłasza problem z przednim kołem - diagnoza to przebita dętka.
Podniesienie przedniego koła nie jest proste. Znosimy większe kamienie z okolicy i na tym ustawiamy jako tako WR-kę. Udaje się odkręcić koło i zmienić dętkę. Zeszło się nam z tą całą operacją ponad godzinę. Największym problemem była temperatura oraz brak wody - nasze zapasy skończyły się kilkanaście kilometrów wcześniej. O ile w trakcie poprzednich jazd wodę w postaci źródeł czy też niewielkich strumyków udawało się znaleźć prawie co chwila to tu można powiedzieć że jest to pustynia. Właściwie od wyjechania z Memaliaj wody nie było. Nastroje w naszej grupie są różne - Dasio chyba nie wierzy że dojedziemy nad morze, ja za to jestem optymistą a Sidorowski prze naprzód z nadzieją, że nie będziemy spali w krzakach... Upał, brak wody i ogólne zmęczenie dają znać naszej psyche, morale spada.
W końcu dojeżdżamy do asfaltu, który zaczyna się od zjazdu z SH76 na miejscowość Sevaster - czyli po jakiś 55 km...
Trzymamy się tej drogi i dolatujemy do Vajzë gdzie zatrzymujemy się na tak zwany luncz i uzupełniamy zapasy wody. W knajpie zamawiamy porcję gotowanej jagnięciny i lecimy dalej by po kilku kilometrach odbić na Kuc. W knajpie pytaliśmy się jeszcze kelnera jak wygląda droga na Kuc i najpierw spytał się po co tam wogule jechać a potem, że prowadzi tam mocno dziurawy asfalt. Mówimy mu że chcemy się przebić do Himare - proponuje nam drogę przez Vlore ale wybieramy "naszą" trasę. Miał rację do Kuc prowadzi mocno podziurawiony asfalt oraz miejscami szuter. Te 40km przelatujemy dość sprawnie. Przed samym Kuc ja odbijam na Pilur ale chłopaki upierają się żeby polecieć dalej przez Corraj bo tą drogę widać na Garminie a mojej nie... powoduje to lekkie zgrzyty w ekipie ale wychodzimy z tego obronną ręką

.
Z Kuc lecimy przez Corraj do Borsh - około 24km. Po pewnym czasie z drogi dostrzegamy morze Jońskie oraz zarys greckiego Korfu.
Z Borsh prowadzi piękny, równy asfalt SH8 wzdłuż wybrzeża. Widoki są teraz inne - zamiast monumentalnych szczytów sycimy nasz oczy niebieskim spokojem morza. Po drodze do Himare zatrzymujemy się w jakimś ośrodku przylegającym do samego morza ale okazuje się, że jest przed sezonem, działa tam restauracja i nie ma możliwości noclegu (nawet we własnych namiotach). W Himare lokujemy się w hotelu Dhima. Sprawdzamy też kemping kawałek za Himare przy Livadhi Beach ale finalnie zostajemy w mieście.
Widok z hotelu
W hotelu robimy pranie i doprowadzamy siebie do względnego ładu. W końcu można złapać oddech. Idziemy do miasta, na jakąś kolację + bro. Na deptaku, mimo, że jest przed sezonem kręci się sporo osób - atmosfera wakacyjna. Po powrocie do hotelu robimy jeszcze jakieś browarki na plaży...
CDN
PZDR
Qter