Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25.07.2017, 09:23   #36
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 31 min 36 s
Domyślnie



Dziękuję, dziękuję.

13-ty dzień cz2

Z połoniny przegania mnie lodowaty wicher i wielka, czarna chmura nadciągająca zza pleców. Opornie poddaję się presji, wsiadam na wychłodzoną kanapę motocykla i niespiesznie staczam się w nieznane.












Droga w dół niczym nie różni się od tej która zaprowadziła mnie na górę. Może oprócz tego że jest mniej stroma ale tak samo używam tylko jednego biegu. Poza tym krystalicznie czysta woda wciąż podobnie omywa kamienie, oczy równie łapczywie wychwytują obrazy.



Mijam szare, zaprószone starymi igłami z drzew czapy śniegu zalegające w zacienionym przydrożu. Architektami tego krajobrazu są pory roku a ich wykonawcami wiatr, deszcz i słońce. Jedynie droga po której jadę świadczy o ingerencji człowieka w dziki, otaczający mnie krajobraz. W całej okolicy człowiekowi udało się okiełznać tylko tą przejezdną nitkę usuwając głazy, tnąc drzewa przewrócone być może lawiną śnieżną albo wiosenną nawałnicą.



Otaczają mnie góry, las, spływająca hałaśliwymi strumieniami woda i powietrze pozbawione zapachów cywilizacji. Wcale nie zdziwił bym się gdybym wyjeżdżając zza zakrętu zobaczył przed sobą równie co ja zaskoczonego niedźwiedzia albo inne dzikie zwierzę.
Zjeżdżam, czasem zatrzymuję się. Wyłączam silnik, wsłu****ę się w grzmot spadającej wody albo w ciszę lasu albo w śpiew ptaków które się nie boją. Wszystkiemu temu, zawsze, niezależnie od tego gdzie się zatrzymam towarzyszy szelest wody omywającej kamienie na ścieżce po której zjeżdżam. Właśnie poznałem wiosenną odmianę gór Parang...
Po kilometrach żywej skały, droga poziomuje się i biegnie teraz przez dolinę którą widziałem prawdopodobnie z góry. Kamienie na niej zamieniają się miejscem z przesączonym wodą, naznaczonym wielkimi kałużami szutrem, żeby za jakiś czas pokazać mi nieprzyjaźnie sterczące resztki asfaltu. To z kolei przemienia się w nierówny i wykoleinowany asfalt poznaczony wielkimi dziurami z wodą. Cały czas jednak, mimo wszystko wjeżdżam w te dziurska gapiąc się na otaczającą mnie przyrodę. W zasadzie zmieniło się tylko to że otaczają mnie zewsząd skały wąwozu tak wysokie że czasem robi się ciemnawo. Przypomina to nieco osławiony wąwóz Bicaz tyle że tutaj nie ma ludzi, droga wiedzie obok rwącej rzeki a ze skał spływają masy wody chlapiąc na drogę lub spływając gdzieś w sobie tylko znanym kierunku. Mojej drodze wiernie odtwarzającej kształtem meandry rzeki towarzyszy trzecie zjawisko. Przewody wysokiego napięcia. Teraz we trójkę rozpychają się między skałami, znikają za zakrętem żeby znów uciec przed wzrokiem za kilkaset metrów.







Perspektywy zakończonej horyzontem nie ma. Zawsze stoi na przeszkodzie skała, zakręt i rwąca rzeka. W końcu droga wyrównuje się, znikają wielkie dziury, asfalt czerni się kontrastując z białymi pasami a druty wysokiego napięcia kończą swój bieg na hydroelektrowni sterczącej swoimi dziwacznymi jak na ten krajobraz kształtami. Ja sam zaskoczony nagłą zmianą wjeżdżam w zurbanizowany gąszcz budynków mieszkalnych, samochodów, sklepów i wszystkiego co jest udziałem miasta. Znów muszę polegać na GPS.
Za miastem , wijąca się droga wiedzie mnie swoimi serpentynami przez las aż do ... Transalpiny. Jej równy asfalt przecięty po środku żółtym pasem jest tak charakterystyczny że nie sposób pomylić tej drogi z żadną inną.



Co więcej o tej porze roku jest zupełnie nieuczęszczana a na niej samej można spotkać niecodziennych użytkowników. Gwałtownie hamuję, zawracam i w moich rękach, podjęta z asfaltu ląduje salamandra.






Nie jest zbyt kontaktowa bo na widok draba w kasku zamienia się w padlinę. Tak, wiem że jest to jej taki odruch obronny. Nie jest to jednak miłe, kiedy ktoś komu odracza się śmierć pod kołami samochodu zamiast wdzięczności okazuje zwiotczenie mięśni i swoim płazim ciałem zwisa smętnie z palca. Niechybnie wykorzystuję to i padluch zamienia się w idealną modelkę.




Po serii aktów, bez ceregieli odstawiam niemilucha na bezpieczne pobocze i ruszam swoją drogą. Nie jest to ostatnia zaskakująca dziś sytuacja. Spotykam nieustraszonego lisa, sforę zdziczałych psów i niedźwiedzia wyłażącego z wody mijanego zalewu.









Nawet niebo nie szczędzi mi niespodzianek, bo wśród całego arsenału wiosennej zmienności spotykam prawdziwą rzadkość: chmury Mammatus.








W końcu wjeżdżam na bardziej uczęszczaną część Transalpiny. Mijają mnie motocykliści, wyprzedzam samochody, dzień ma się ku końcowi a ja szukam noclegu. Koniec końców trafiam do prywatnej kwatery na przyczółku drogi DN67C w miasteczku Petresti. Wieczór przykrywa niebo czarnymi jak smoła chmurami a z nich nieprzerwanie przez kilka godzin walą w ziemię pioruny tak często, że z łatwością ich rozbłyski można uchwycić aparatem w telefonie.



Po raz pierwszy mam plan na jutro. Jutro muszę znaleźć sklep gdzie można kupić kartę pamięci do kamery...

Mapa:

__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem