Pobudka nie wyszła nam tak jak planowaliśmy i niestety nasz poranny plan zrobienia kolejnych atrakcji na Queshm bierze w łeb już na starcie. Jemy śniadanie przygotowane przez gospodarzy i zbieramy się do wylotu na kontynent. Pakujemy bety na motocykle i już w cholernym słońcu żegnamy się z Assadem i jego rodziną. Trzeba się jeszcze rozliczyć i znów miliony zmieniają właściciela. Chciwie przygląda im się Assadowy kocur.
Lecimy w kierunku portu, gdzie ładujemy się na prom powrotny. Tym razem gdy tylko znaleźliśmy się na nabrzeżu w okolicy promu podchodzi do nas mundurowy, zabiera nasze paszporty i na chwilę gdzieś znika. Po chwili wraca, oddaje dokumenty i ciepliwie oczekujemy na prom. Słońce już daje tak w doopę że odechciewa się wszystkiego. Wreszcie załadunek i cierpliwie czekamy na dopłynięcie do drugiego brzegu. Towarzystwo mamy tym razem naprawdę nieziemskie gdyż młode panie w towarzystwie swoich ojców niezmiernie się nami interesują. Jest ciekawie. Dziewczyny w przeciwieństwie do ich ojców świetnie mówią po angielsku i są mocno zaciekawione naszymi osobami.
Panie noszą daszki o wielkości deski od kibla. Strasznie uważają aby ich skóry nie paliło słońce. Śmiejemy się z tego, bowiem u nas jest kompletnie odwrotnie i widząc jak kobiety dbają tu o własną skórę słabo się robi jak rzesze naszych kobiet świadomie wystawiają swoje ciała na UV. No cóż...
Dość szybko pokonujemy dystans pomiędzy wyspą a kontynentem i dobrze bowiem marzymy jedynie aby jak najszybciej ruszyć bowiem tylko wtedy będzie nam choć trochę.chłodniej. Mamy wszak przed sobą kawał drogi do Shiraz. Cieszy mnie jednak fakt, że musimy tam jedynie dotrzeć i jutro bez napinki będziemy realizować plan zobaczenia Persepolis, Nekropolis i co tam jeszcze mamy na rozkładzie. Oczywiście pomni doświadczeń mamy zaplanowaną trasę, która nie prowadzi głównym szlakiem więc trochę drogi nadrobimy , natomiast zakładamy że to i tak będzie szybciej. Tak też się dzieje. Pierwsze kilometry nawijamy jeszcze w zaduchu i upale ale im dalej uciekamy od wybrzeża robi się.coraz bardziej sucho. W związku z powyższym mocząc ciuchy jest nawet komfortowo i naginamy sobie spokojnie. Po drodze łapiemy przystanek na posiłek na rozstaju dróg. Tankowanie i lecimy dalej. Jakieś 200 km przed Shiraz zaczynają się zielona doliny, nawadniane milionami litrów wody. Woda dosłownie zalew wszystko i miejscami robi się cudownie zielono. Dzisiejszy dzień traktujemy jako dojazdowy bowiem po drodze nie ma właściwie nic ciekawego do zobaczenia a przynajmniej nie wykryliśmy żadnych atrakcji, które po drodze chcielibyśmy zahaczyć. Wreszcie późnym popołudniem docieramy do miasta i kierujemy się w stronę hotelu, który polecali nam Belgowie u Assada. Jesteśmy tuż obok i kierujemy się po znakach namalowanych na murach ale coś nam nie idzie. Przejeżdżamy dalej i jesteśmy poza znakami. Co jest? W końcu dostaję nerwa, zostawiam chłopaków i idę z buta bo te uliczki są jak labirynt. Okazuje się.że wejście jest tuż za rogiem dosłownie kilka kroków od miejsca naszego postoju. Na koń i ogień. No ognia nie da się dać bo jest ciasno. Tak ciasno, że nie mogę złamać się w drugi zakręt bo w pierwszy wszedłem za ciasno. Brodaty ze śmiechem dokumentuje z tyłu nasze zmagania z uliczkami Shiraz.
Wreszcie udaje nam się dojechać do hotelu i pakujemy motocykle na parking hotelowy zlokalizowany w bramie tuż obok. Kolejny krok to zalogowanie się.w hotelu i przeniesienie tobołów do pokoju. Wreszcie zmęczeni logujemy się na bazie. Teraz prysznic i na miastoooooooo
Jest już dość późno ale jeszcze udaje nam się.zobaczyć kawałek miasta za dnia. Przelatujemy się na szybko po bazarach. Brodaty namierza golarza, którego zamierza odwiedzić.
Kręcimy się trochę po mieście, załatwiamy sprawunki i wracamy do naszego hotelu. Narodu masa, turystów też widać sporo. Jest już ciemno. Hotel jest wybitnie międzynarodowy choć nie wygląda. W obszernym wnętrzu znajdują się jakby budki, w których siedzą goście. Jedzą, rozmawiają, widać że towarzystwo z całego świata. Słychać wiele języków.
Siadamy i my. Ustalamy plan na dzień jutrzejszy oraz kolejne etapy naszej wycieczki. To co istotne zaznaczamy na mapie. Palimy sziszę i kończymy dzisiejszy dzień przy bezalkoholowych browarkach. Jak zwykle zresztą

.
Dzisiejszy dzionek zmierza ku końcowi ale dzięki temu że spotkaliśmy życzliwych ludków było bardzo wesoło. Jeszcze nasze nowe lokum widziane z kija.
Jutro czekają nas zabytki - Persepolis i Nekropolis.