Dzień 3 - 28.09.2016
Rankiem robimy zakupy w lokalnym sklepiku i tuż za Voskopoje urządzamy śniadanie w plenerze.
Arek decyduje się następny odcinek pokonać asfaltem - ustalamy gdzie spotkamy się wieczorem.
Widoki po drodze jak zwykle zacne.
Po jakimś czasie zaczyna brakować mi paliwa. Przełączam na rezerwę i zaczynam szukać cywilizacji.
Dojeżdżamy do pierwszej większej miejscowości.

Tia....
W okolicy jeden wielki plac budowy. Budują tu jakąś zaporę i dookoła same koparki i ciężki sprzęt. Jak na złość wszystko diesle i nikt nie ma (lub nie chce) odsprzedać paru litrów wachy. Najbliższa stacja za 20-30km w Gramsh.
Nic to, przynajmniej piwo było.
Szybka Korcza z lodówki i w drogę.
Droga do Gramsh z nowym asfaltem i pięknymi winklami - w sam raz supermoto.
Pare kilometrów kończy się paliwo - ale w LC4... Olo cały czas jechał na kraniku przekręconym na rezerwie.

W centrum Gramsh wcinamy w lokalnej jadłodajni najlepszą zupę gulaszową w Albanii

Z Gramsh powrót na tracka. Na jakiejś niepozornej kałuży zaliczam ślizg. W sumie nie byłoby strat, gdyby nie gmole... Kiepska konstrukcja gmola powoduje złamanie fajki przez poprzeczkę pod bakiem...

Rozbieramy teresę, szukam resztek fajki w błocie.

Niedaleko są jakieś domy więc wysyłamy Ola naprzód - niech znajdzie browara

W międzyczasie stara fajka zostaje zreanimowana tymczasowo powertape'm - technologia rejli rulez
Ruszamy. Zaczyna brakować nam czasu. Słońce zaczyna zachodzić, my ciągle jedziemy w górę. Teresa na fajce rejli jedzie, ale czasami zdarza jej się prychnąć.

W końcu szczyt i zjazd w doł.
Kierujemy się stronę Berat. Po drodze trafiamy na hotel. Wygląda na pusty, ale zapytać nie zaszkodzi. Olo chyba chce się zrehabilitować za fajkę i idzie zapytać się o cenę. Po chwili wraca z bananem na twarzy - jest hotel, za 30EUR za wszystkich.
Brawo ty!

Hotel z wypasami, ale kto by tam za 5EUR wybrzydzał.

Zrzucamy łachy, kąpiemy się jak ludzie.
Wtedy jeszcze nie podejrzewaliśmy, że nie jest to ostatnie miejsce w którym będziemy spać tej nocy...