Dzień 2.
Poranek na autostradzie M5. Węgry. E75. Tniemy. 90-100km/h. Wskazówka obrotomierza.... eeee... Nie ten moto. Nie ma wskazówki obrotomierza. I dobrze. Bo klauzula sumienia nie pozwala kręcić sprzętów wyżej niż 3ooo obr/min. No ale tutaj CVT się samo kręci nie wiadomo ile... Na czym stanęlo? Aaaa... Dzień drugi. Ze 100 km do granicy z Serbią. Sielanka. Autostrada. Czasem się tira myknie. Ciekawe ile aut będzie na granicy. No bo tam nie ma UE... JEB! No bo tam nie ma UE... JEB! No bo tam nie ma UE!@!!!! JEB SKLEROZA! Ja pinkole NIE MAM ZIELONEJ KARTY. No czasem tak jest. Zapomina się o najważniejszym. Wiedziałem że czegoś na bank zapomnę, nie przewidzę. Ale takiej ważnej podstawowej rzeczy


Bo to przyzwyczajenie. Po europie unijnej nie trzeba potwierdzenia ubezpiecznia w postaci Zielonej Karty. No ale kilka państw się ostało co inne przepisy. Na zegarach 90km/h. No to co? Po wyjeździe? Nie dojadę do Grecji przez Serbie/Czarnogórę/Albanię. Wyjazd szlak trafił? No można ciąć z lewej przez Bułgarię i Rumunię. Plan awaryjny szybko się pojawił. No albo olać Grecje i ciąć w prawo na Chorwację.... No skleroza.... No załamka... No lądujemy na MOPie. Trzeba usiąść na krawężniku i pomyśleć... No skleroza... Skleroza...