24.06
Noc minęła dosyć szybko ale zdążyłem się zregenerować po wczorajszym długim, ponad 1000 km etapie naszej podróży. Poranek przyjemny, aczkolwiek dosyć rześki, co tłumaczymy sobie, naiwnie, górami. Jemy śniadanie â dość skromne w tym pensjonacie ale za to wliczone w cenę, więc "pyszne". Pyszne mają na Słowenii pieczywo, podobnie na Chorwacji.
Ja w głowie cały czas mam wczorajsze "przygody", 100 EURO blokady na początek oraz kaprys Karakana, który za nic nie chciał zapalić pod domem. Naczytałem się wiele o awariach podczas wypraw nie tylko Terracanów ale wszelkich terenówek i kamperów, dużo nowszych niż nasz. Przed wyjazdem jednak zrobiłem w moim aucie wszystko, łącznie z regeneracją wtrysków, nowym smokiem paliwowym, wymianą wszystkich płynów i olejów - łącznie z mostami, wszystkich filtrów. Sprawdzone wszystkie połączenia mas, elektryka przejrzana, wszystkie "gumy" sprawdzone, klima odgrzybiona i nabita, wał nasmarowany, itp. W głowie jednak na tym etapie miałem "niepokój" choć nie mówiłem o tym głośno, co by nie martwić mojej żonki. Dla Niej to wiele pierwszych razów - i pierwszy raz w ŻYCIU będzie w namiocie, i pierwszy raz bez planu od linijki, pierwszy raz "po mojemu" czyli tam, gdzie fajniej a nie tam, gdzie zaplanowaliśmy. Oczywiście plan był, choć przy 30 jego zmianie nie wiem, czy można to uznać za planowaną wycieczkę
Na dzisiaj plan był stosunkowo prosty â jedziemy nad Jezioro Bohinje a tam sprawdzimy, który kemping będzie tym naszym, na kolejne 3 a może 4 dni. Jako pierwszy na celownik wpada Zlotorog. Robimy rekonesans ale jako jedyny wyrażam votum separatum bo tłoczno okrutnie, przyczepa obok przyczepy z widokiem na przyczepę, tak samo z namiotami i kamperami â chyba, że mówimy o miejscu tuż pod płotemâŚRodzina patrzy na mnie z wyrzutem ale jak ma być dobrze, to nie mam zamiaru w takim tłoku spędzić nocy. Jedziemy dalej â swoją drogą Bohinje ładne choć moim zdaniem, na zdjęciach wygląda dużo bardziej okazale ď.
Kolejny cel â Camp Danica. Duży moloch i do tego nie nad jeziorem a nad rzeką â tak wygląda na goglach i Tripadvisorze ale trudno, ryzykujemy. To był strzał w dziesiątkę! Moloch ale tak rozplanowany, że było naprawdę dużo miejsca, spokój (mało Polaków ď), wygody, czyste sanitariaty â jak na pierwszą noc pod namiotem właśnie takiego kempingu dla mojej żonki szukaliśmy!
Tak na marginesie â wiele prób podejmowałem i podejmuję, aby kiedyś był ten âpierwszy raz na dzikoâ ale jeszcze za wcześnie, a już na pewno nie jako âpierwszy raz everâ.
Rozbicie wielkiego namiotu i w ogóle obozowiska â 1h. Super wynik choć duży udział temperatury w tym, bo fajnie się pracuje przy 20 stopniach ď Przed wyjazdem kupiłem hamak i liny, łącznie z cieńką do wieszania prania. Moja Madzia składaną szafę â jak się okazało, i jedno i drugie bardzo się przydawało. Szafa w domu stała stabilnie, w namiocie już nie bardzo chciała więc lina do prania służyła jako lina mocująca szafę haha lina wspinaczkowa, której wożę 10 metrów, posłużyła jako przedłużenie uchwytów w hamaku ď
Po rozbiciu obozu, idziemy na krótki rekonesans, bo czasu do wieczora niewiele a my, pomimo niewielkich odległości ale za to krętych, górskich dróg i poszukiwań kempingu nawet nie zdążyliśmy zrobić zakupów a i obiadu nie jedliśmyâŚNa szczęście mamy polskie gołąbki

Odwiedzają nas ptaki, zresztą regularnie i nie tylko na tym kempingu ď
To był dzień, kiedy brak możliwości oglądania tv uratował mi dużo zdrowia â był decydujący mecz PolskiâŚa ja nie oglądałem na szczęście
Jesteśmy bardzo zadowoleni i z siebie, i z kempingu, i z drogi. Idziemy spać, choć to zimna noc na Słowenii, która to jednak nie zawsze jest upalna i słoneczna ď