Piątek 3.08.2018. __ Ruszam na granicę z Uzbekistanem do której mam 80km, jeszcze tylko napełniam wszystko co mam paliwem i w drogę. Tego dojazdu na pewno nie zapomnę. Resztki asfaltu, że żwirem, szutrem i piachem o konsystencji cementu. Równolegle budują nową drogę więc pewnie za rok będzie idealnie ale teraz to już nawet nie był Tetris, to był Mortal Kombat

Jakieś 30 km od startu próbuje wyprzedzić Ładę (głupi ja), w tumanach kurzu nie widzę co przede mną, wpadam w łachę piachu, przewracam się na lewo, kufer zostawiam 2 metry wcześniej. Łada zakopuje się obok mnie. Wyskakuje 4 gości i pchają ją do przodu. Chcę pomóc ale zanim się ogarniam oni już podnoszą mi motocykl. Ocena strat - zamek mocowania kufra do stelaża urwany, zbiornik na wodę w ściankach kufra przebity, cieknie woda. Cieknie też coś z przodu ale to na szczęście tylko paliwo przelało się od góry jak leżał. Dopijam resztę wody z kufra, owijam go pasem żeby nie chciał spaść gdyby niezamknięte zapięcie puściło. Jadę dalej, co parę kilometrów to samo, wielkie łachy piachu na środku "drogi", zasypują nimi chyba największe dziury. Docieram na granicę biały jak syn młynarza. Na szczęście to moja jak dotąd najsprawniejsza przeprawa, nawet nie zaglądali do kufrów. Zaraz za ostatnim szlabanem to samo co w KAZ - babuszka chce sprzedać walutę. Nie potrzebuję bo zabrałem troche z domu. Ale 500m dalej kupuję paliwo bo potem długo nic nie będzie. Cena dwa razy większa niż w mieście ale jeszcze tego nie wiem więc biorę 10l za 70k som (ok.35zl), zresztą wyjscia nie ma, jestem zbyt zmęczony na targowanie. Dostalem za to butelkę zmrozonej wody w gratisie. ...
