Dzisiaj wieczorem mamy się zameldować w Phong Nha w celu eksploracji jaskini o tej samej nazwie. Do morza mamy jakieś 20km i w końcu chcemy zobaczyć plażę. Na dojeździe kręcimy się wśród pól ryżowych z dala od szlaków komunikacyjnych.
Po 20 minutach łapiemy pierwsszego kapcia na wyjeździe.
W oponie wielki gwóźdź. Decydujemy się na wymianę całej opony z dętką w cenie 45zł. I Dzidujemy w strone wody.
Nieśmiało zjechałem z falochronu i testowałem pierwszy raz w życiu jazdę po plaży. kilka km, kilka kółek i wszyscy zaczęli ujeżdżać piaskownicę. Banana miałem na ryju niesamowitego. Coraz bliżej, coraz głębiej i coraz szybciej, śmiałem się jak dziecko.

Po tej niesamowitej przejażdżce porobiłem jeszcze trochę bączków
Było super. 5km dalej złapaliśmy kolejnego kapcia. Jakieś druciki się powbijały w oponę Suchego. Ogólnie do tej pory zero kapci, tego dnia było chyba 6.
Jak morze to i mosty, fajny widok, zatrzymujemy się na wielkim moście a tam rzeka wpływająca do morza spotyka się z falami morskimi więc wygląda jakby to morze wpływało do niej.

Wielkie podrywki
No i morze
No ale jaskinia nie znajduje się przy morzu, więc odbijamy w stronę gór wybierając raczej mało uczęszczany szlak.
Na oparach znajdujemy stacje, zaczyna się szarówka a mamy jeszcze 50km w deszczu do zrobienia. Suchy z Dziunią się odłączają bo stwierdzam, ze nie musimy po nocy wszyscy jeździć, mają dojechać Dziuni tempem. 20km przed pada mi bateria w telefonie a ładowarki nie używam bo ciągle pada, do tej pory 2 kable już usmażyłem i telefon ledwo wyratowałem. Biorę od ojca na stacji telefon i trzymam w kieszeni. Ustawiam nawigację, przy pierwszym skrzyżowaniu wyciągam, sprawdzam jedziemy. Po 15km wyciągam znowu i się okazuje, że pojechaliśmy w drugą stronę. Ciemno już jak w dupie i leje deszcz. Wracamy, dojechaliśmy po 18, cali mokrzy i uwaleni w błocie. Noc czarna jak smoła. Na szybko w homestayu bierzemy wino ryżowe, gościu mówi, że mają z jakiegoś owocu który rośnie tylko w Wietnamie. Zapijamy pierwsza flaszkę browarami na parkingu czekając na Suchego z Dziunią. 3 piwa później i liter po czyli ok 19:30 Dojechał Suchy z Dziunią jak się okazało byli 40min wcześniej dosłownie 300m od nas, ale błednie wysłana lokalizacja poprowadziła ich dokładnie w to samo miejsce z którego wcześniej my zawracaliśmy. Humor szybko się poprawił bo bimber był dobry, ale Dziunia nie piła ;D