Następnego dnia ok. 8 robimy wyjazd do jaskini. Właściciel informuje nas, że zajmie nam to minimum 3 godziny i możemy nie zdążyć się wymeldować. Wrzucamy więc wszystkie rzeczy które się susza do 1 pokoju i jedziemy. Mały błąd został popełniony bo zamaist się spytać jak się tam dotrzeć to w googlu znalazłem jaskinie i po prostu do niech pojechaliśmy. Po przejechaniu 5km droga się kończy, jest za to rzeka bez mostu. Widzę jakąś łódeczkę które płynie z pasażerami, zaciągam języka i się okazuje, że to taki płatny most.
Pakujemy się więc, na 1 łódkę wchodzi 5 motków z właścicielami, a że zostało jeszcze 2 do przewiezienia więc młody macha mamie żeby podpłynęła druga łódeczką.
Po jakimś czasie wszyscy na drugim brzegu. Pytam jeszcze o kierunek. Chwilę później dojeżdżamy do mostu, za mostem mała wioseczka i kunic. Żadnej drogi w tą czy w tamtą. Wtedy zrozumieliśmy, ze trzeba było kupić bilety w centrum miasta i popłynąć z miast łódką, no ale nic, wracamy. Ale żeby nie jechać tą samą droga tj. płacić za przepłynięcie znajduję ścieżkę która ma prowadzić do drogi. Jakieś 8km + 10 asfaltem. Spoko, robimy to. Ścieżka okazuje się nie lada wyzwaniem.
Szczególnie dla moich butów enduro crocsów ze skarpetkami. Szyna na ten dzień też wyciągnął czyste białe trampałki, ojciec nówki adasie north fejsa i ogólnie było na galowo. Miał być luz i lans.
Akurat u Suchego nie było luzu, po pierwszej większej przeszkodzie czekamy i czekamy na Dziunię, Suchy dojechał więc jadę dalej, po jakimś czasie Suchy dojeżdżał i w końcu powiedział, że Dziuni nie widział od dłuższego czasu. Dzwonimy, piszemy, nie odzywa się. Wracać się? Daleko i ciężko, ledwo przejechaliśmy, więc suchy wpadł w furię, nawet mi się dostało, że taką drogę wybrałem lol. Na koniec się okazało, że Dziunia wjechała gdzieś w krzaki czy do rowu i nie mogła podnieść skuterka. Podobno gdzieś szli ludzie, zawołała ich, jakieś dwie kobiety pomogły jej wyciągnąć motorek i wróciła się na płatny most.
W tym lesie spędziliśmy grubo ponad 2h. W międzyczasie się Dziunia odezwała, że jest w hotelu, więc się Suchemu poprawiło.
Utykając w jakiejś kałuży nagle z lasu wychodzi facet z maczetą w ręku

Trochę to było scary dla każdego jak się później okazało. Na szczęście facet był przyjazny i na migi nam pokazał, że jak będzie droga w lewo to tam odbić. No git.
Trochę się potaplaliśmy aż dotarliśmy do tego skrzyżowania, tam już było miło i przyjemnie.

Dobijamy do asfaltu, kupujemy browary w pierwszym sklepie i jedziemy nad rzeczkę co by wypić w ładnych okolicznościach przyrody.
Siedzimy, kontemplujemy, a Suchy wkurwiony bo mu padła elektryka w motorku, nie działa starter, prędkościomierz i takie tam. Ktoś wpadł na genialny pomysł, że to może bezpiecznik. Ja użytkując przez 3 miesiące w Tajlandii podobną maszynę wiedziałem, gdzie to się znajduję, więc przystąpiliśmy do "naprawy" ;d
Nie wiem co nam odwaliło, ale radocha była ogromna, do tego muzyczka z drużyny A ^^
W tym czasie pisze do Dziuni co by zarezerwowała te pokoje na jeszcze jedną noc bo już po 12 a my nawet nie wiemy gdzie ta jaskinia. Wbijamy do hotelu, myję klapki i w składzie bez Dziuni atakujemy do miejsca skąd odpływają łódki do naszej jaskini. Dziunia poszła na masaż.
Nie wiem o co chodziło, ale na 90% ludzie tam pracują przy pogłębianiu chociaż bardziej przy udrażnianiu rzeki, bo z takimi motykami wyciągają z dna zielsko, takich łódeczek była sporo.
Przed jaskinią nasz kierownik łódki musiał podejść i pokazać nasze bilety w biurze biletowym tam na górze.

Dopłynięcie i zwiedzanie to ok 2h. Cenowo wyszło ok 25-zł na łebka. Warto było. Jaskinia na prawdę duża, my byliśmy ostatnimi klientami w środku i już nas wyrzucali, ale to dobrze bo byliśmy z turystów tam sami. Co tam widzieliśmy ? Nie wiem, jakies skały, ale ładne to to było.