Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14.01.2019, 21:19   #79
Molek
 
Molek's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Molek jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 11 min 45 s
Domyślnie

Jak pisałem rano atak bez śniadania. Rozmawiam w recepcji z panią o naszych przygodach i w końcu pyta dokąd dzisiaj jedziemy. Pokazałem jej drogę. Powiedziała, że słyszała kiedyś od kogoś, że tą drogą chciał jechać, ale nie wie czy dojechał. Chcieliśmy przekroczyć rzekę i trochę nielegalnie się przejechać po tym parku. W Cat Tien nie ma mostu jest za to barka, ale nie wozi motorków. Taki mają deal chyba z parkiem, bo w parku można wykupić zorganizowaną przejażdżkę na motorkach.

No nic ruszamy wzdłuż rzeki w poszukiwaniu mostu. Most miał być, ale jest w remoncie to nas lokalesi kierują na przeprawę promową. Wbijamy jako jedni z ostatnich. JAk prom ruszył to zauważyliśmy, że jako jedyni stoim tyłem do wyjazdu a Dziunia ostatnia . No nic płacimy po 5k za fatygę i dobijamy. Lokalesi uśmiechnięci, kładą pomost na wyjazd i rusza Dziunia.

Dziunia ma problem z odróżnieniem prawej ręki od lewej. Jadąc patrzy się pod koło a nie tam gdzie chce jechać co często skutkowało tym iż my na postoju może 1m na poboczu czekając na nią, machając i krzycząc jak już się pojawiła, przejeżdżała jak gdyby nigdy nic nawet nas nie widząc. Wjazdy i wyjazdu z hotelowych lobby - garażów to po pierwszej Dziuni próbie leżały w kwestii Suchego.
Dziunia w wieku 32lat również nie ma prawa jazdy na samochód, nie zna przepisów ruchu drogowego. Jeździ za to dużo rowerem i nawet na rowerze spowodowała czołówkę na drodze rowerowej !

Tak więc Dziunia żeby wyjechać i wypuścić wszystkich z łodzi a jest tam z nami ok 30 osób musi motorkiem zawrócić. Ku powszechnemu zdziwieniu nie udaje jej się to co skutkuje ogromnymi uśmiechami wśród lokalnych mieszkańców. Nie jesteśmy w stanie jej szybko pomóc bo my się wcisnęliśmy na drugi koniec tej łódki co by zwiększyć ładowność dla następnych podróżnych. Po kilku minutach szydery 30 osobowej widowni Dziunia stawia skuterek na stopce i zauważywszy to jakis dżentelmen pomaga jej obrócic skuter o 180 stopni. Dodam jeszcze, że szerokość placu manewrowego sięgała na luzie 3 metrów.

Ruszamy, jedziemy 15km w totalnej dziczy, gdzie chodzą tylko krowy i jeden gościu jedzie ciągnikiem. Po chwili droga się rozwidla i w obu kierunkach jest błotnista. Nawigacja wskazuje w lewo. Wszyscy patrzą i czekają na mnie jak w każdej takiej sytuacji nazywając mnie królikiem doświadczalnym jak się później okazuje. Jak jadę i nie wracam to znaczy, że się da. Ruszam, kałuże po 20m wszedzie glina i nie ma jak objechać.



Przejechałem z kilometr, dojeżdża Eczo. Palimy fajkę i czekamy a tam nic. No cofać się nie będziemy. Ruszam przez najgorszy kawałek. droga szeroka na 2,5m po bokach bandy wysokie na 0,5m z gliny a w środku kałuża. Techniki jazdy nie mam żadnej. Mój staż to 600km jazdy po Krecie asfaltami i z 4tys km na skuterze po asfaltach w Azji w klapkach i bez kasku.
Wymyśliłem sobie, że jedną nogę (lewą) będę trzymał na tym błocie po lewej i delikatnie sprawdzał głębokość przednim kołem. Jade z 10m w tej kałuży jest do połowy koła, ale bardzo miękko i lekko się kopie. Po chwili robi się coraz głębiej i czuję, że jest coś nie tak więc czytając porady na FAT, które brzmią "2ja i gazu od chuja" "Jak coś jest nie tak to dawaj gazu" itp. Dodaje gazu i po przejechaniu 5m staję i nie da się. Gaszę silnik i czekam aż Eczo po mnie przyjdzie



Próbujemy wyciągnąć skuter na bok, ale zapadamy się w glinie po kolana a na dodatek podnóżek utknął gdzieś tak, że nie idzie tego parcha ruszyć. Eczo stwierdził, ze włazi tam
Zapali, pomyśleli i po 10 min targania, ciągania poszło na wstecznym. Ale droga nie do przejechania w zasięgu wzroku takich kałuż z 10.

Dzwonie do Suchego. Podjechał do nich lokalny kierownik i chciał tędy jechać, stwierdził, że nie da rady więc zadzwonił gdzieś pogadał, machnął reszcie naszej ekipy żeby pojechali za nim i objechali tą drogę. po 25min udaje nam się ich odnaleźć bo suchy wraca do głownej co bym nam skróta pokazać. Jedziemy kozimi ścieżkami pośród jakiegoś sadu co chwila albo waląc łbami w gałęzie albo szorując dołem po kamieniach i rowach.
Dojechaliśmy do reszty ekipy. Do tej samej drogi ale jakieś 3km dalej. Wyglądała tak samo tylko trochę mniej kałuż. Ojca tego dnia dopadła fanta z dupy. Odwodniony a przed nami droga z gliny, las, 30stopni, deszcz i totalna wilgotność.

Ja prowadzę, jest małe rozwidlenie więc czekam na wszystkich co by pojechać tą samą drogą. Jest Suchy to jedziem bo to on ma Dziuni pilnować. Przejechaliśmy ze 3km a tam w lesie 3 kobiety i facet ciachają bambusy maczetami. Stajemy wymieniamy uprzejmości i czekamy. Dojechał Suchy i się pyta gdzie jest Dziunia. No k...a jak to gdzie jest, przecież na nią czekałeś. Jakim cudem miała by nas wyprzedzić. No nic Suchy zmęczony z wkurwem w oczach więc decyduję, że się wrócę sam i zobaczę. Jakies 2km przed tym rozwidleniem widzę Dziunię. Ryczy, bo się wywaliła i nie mogła podnieść skuterka. Ryczy bo się boi, że sama została w tym gównie. No nic robimy małą przerwę ale jechać trzeba. Dziunia za mną. Staję co chwila, żeby mieć ją w zasięgu wzroku. No patrzę a tu pach. Wyciągam tel i foce ;d





Znowy ryczy więc znowu przerwa.

Jedziemy jakieś 25km tą droga przez ponad 2h.
Czasem są wyrobione ścieżki obok, a czasem nie ma i trzeba środkiem







Po drodze wyprzedzamy tylko ciągnik 4/4 z przyczepą również z napędem.
Dojeżdżamy do wioski i asfaltu. Na prawdę nam ulżyło. Stajemy do sklepu, coś tam jemy i pijemy. Podchodzi dziewczynka, bardzo nieśmiała. Pokazuje jej fotki małp to zaczyna się uśmiechać. Daje pieniądze sprzedawczyni a dostaje w zamian paczkę fajek. Trochę nam się smuteczek wkradł więc kupujemy jej reklamówkę słodyczy której nie chce przyjąć. Wzięła tylko kilka wafelków resztę musimy zjeść sami. Skromna i przestraszona.



Ruszamy asfaltem, dalej duchota totalna, i znowu zaczął padać deszcz. Ubraliśmy się w kondony to przestał i tak w kółko w końcu rezygnuje bo i tak cały mokry jestem. Po 2km okazuje się, że droga się kończy wracamy i jedyna jaką możemy jechać to znowu gliniasta z kałużami ;d Szczerze już mi się nie bardzo chciało, ale opcji innej nie ma. Mijają 2km i droga staje się nieprzejezdna totalnie. Wracamy kawałek bo tam lokalesi organizowali jakieś wesele (teraz sobie myślę, że w sumie można było tam zabawić, ale wtedy to nie było nam w głowie) pokazują nam, że tędy ni chuja i żebyśmy tutaj przez dziurę w płocie przejechali i za km po jeździe w sadzie znowu wjechali na tą drogę. No luz. Jedziemy sadem.



Sad się kończy prawie metrowym uskokiem. Pomagam Suchemu przepchnąć motorek przez ten rów za co w podzięce dostaję kilogramy błota na klatę. Dzięki. Moja kolej i na kozaka próbuję przejechać a nie przeprowadzić. Efekt taki.



Doganiamy ten traktor co ma napęd na wszystko po raz kolejny. Stoi na środku a facet z motyką próbuje koleiny zasypać bo nie da rady przejechać. Walimy lasem bo innej opcji nie ma.





Dziunia wkurwiona na suchego, że na nią nie czeka. Więc czekam ja, bo sama sobie nie bardzo radzi z podnoszeniem motorka. Staje i suchy, gadamy, czekamy, podjeżdża Dziunia i pach po raz kolejny. Tym razem udaje się zrobić fotkę ku niezadowoleniu fotografowanej.



Po kolejnych 20 km Eczo stwierdza, że przez las jest jakas wyrobiona droga i on chce nią jechać. Wybijam mu to z głowy i ruszam naszą droga. Po 5km jest mostek i asfalt. Jesteśmy uratowani. Obracam się i pytam gdzie Eczo. Szyna mówi, że pojechał tam w las. Przypominam, że ten głąb nie miał telefonu ani nawigacji. Pojechał sobie w las. Co tu robić? Na szczęście dojechał po 5 min. Ale zjebki były. Eczo jak to czytasz to wiesz, że jesteś nieodpowiedzialnym debilem.

W wiosce jemy, pijemy, są arbuzy, odpoczywamy, ścieramy błoto. Do miasta w którym chcemy spać 90km a za 2h ciemno. Decydujemy, że jedziemy pierwszą godzinę i zobaczymy. Droga prawie bez zakretów co w tym wypadku nam pasuje. Dziunia cały czas powyżej 70km/h jest progres. Po 2h meldujemy się w hotelu. Ojciec zjadając jedną bułkę przez cały dzień idzie spać a my sie relaksujemy.



Po 2h wstaje, przynosi swojego Chiwasa, którego dostał pod choinkę, nalewa szklankę, wypija i idzie spać dalej. Chyba wziął sobie do serca naszą diagnozę poranna która brzmiała tak "Piwem wieczorem to Ty tych bakterii nie zabijesz"

To był ciężki dzień.

Ostatnio edytowane przez Molek : 14.01.2019 o 21:31
Molek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem