Piszę o doświadczeniach przede wszystkim z PL
Ja co do zasady nie daję. Staram się grać przekonująco, że sam niewiele mam
Parkowałem mojego gruza pod Złotymi Tarasami, przypałętał się mały cygan z ręką nadstawioną po pieniądze. Szybka kalkulacja: raczej nie daję, zwłaszcza w centrum, zwłaszcza "etatowemu żebrakowi". Z drugiej strony skończyć z pociętym siedzeniem, trochę słabo. Wybrnąłem tak, że powiedziałem mu, że nic nie mam, ale jak chce, to mogę go posadzić na moto i trochę opowiedzieć. Pod parasolami HardRock siedział jego stary, zauważyłem go jak się nerwowo poruszył, kiedy tego dzieciaka wsadzałem na kanapę. Pokręcił manetą na sucho, zapytał "ile pojedzie" i już był mój. Weź kolego rzuć okiem, żeby mi tu nikt nie siadał, jak będę w pracy, ok? OK! piąteczka.
Raz tylko wspomogłem kogoś w centrum i tego nie żałowałem. Uczęszczane miejsca to mekka cwaniaków i kombinatorów.
Zgodzę się z przedmówcami, prawdziwa bieda nie poprosi o pieniądze.
W pewnej miejscowości przy DW 897, podczas rozbijania się na dziko przyszedł do mnie człowiek i zaprosił na swoje podwórko. Patrząc po domu - bieda nawet nie piszczy, a gra na organach. Mimo mojego wzbraniania się była i kolacja, i śniadanie. Dzwonił do mnie potem kilka razy "ot tak", spytać co słychać i z zaproszeniem. Wydawało mi się, że się kryguje i że chciałby o coś poprosić, więc poszła paka "od mikołaja". Był mega wdzięczny, a przy tym wygadał się, że jemu chodziło tylko o to, żebym, będąc w okolicy, wpadł i przewiózł jego syna kawałek

Gdyby to tylko nie było 400km w jedną stronę...