Odcinek 1, czyli czy naprawdę tego właśnie chcemy?
Zorganizowany wyjazd grupowy…
Są plusy dodatnie i pulsy ujemne takiego wyjazdu.
Moje doświadczenia są dokładnie pół na pół, czyli jeden taki
wyjazd udany, a drugi niekoniecznie.
Przeczytawszy post Chemika o wyjeździe grupą na Białoruś miałam więc mocno mieszane uczucia.
Zmieszały się jeszcze bardziej, kiedy przeczytałam słowa Chemika (cytat luźny): jak tankujemy, to wszyscy, jak jemy, to wszyscy, jak sikamy, to wszyscy
Zapada jednak decyzja: jak będzie za bardzo hardcorowa jazda (bo Jagny się jazdą w terenie delektują raczej), albo za duży zamordyzm, to po prostu pojedziemy sobie sami w bok i już.
Do tego namawiamy do wspólnej jazdy Maryśkę i Janinę, więc będzie wesoło, no i widzimy na liście Calgona – będzie jeszcze weselej
Mój optymizm skrusza nieco na Izi Meetingu Bartek:
„Marysia i Janina?! Jagna, ty się módl, żeby Maryśka wzięła BMW, a nie KTM! To truchło nie dojedzie do Lublina nawet, a tak to może choć na Białoruś wjadą!”.
Słowa okazały się prorocze, choć nieco w innym zakresie
Decyzja zapadła, wciągamy się na listę, ustalamy urlopy w robocie.
Problem nr 1 – Jagna tydzień przed wyjazdem zauważa, że nie ma gdzie wbić przeglądu w DR (serio mam ją już tyle lat

), czyli trzeba wyrobić czasowy dowód. Ciekawe, jak go potraktują na granicy…
Problem nr 2 – KTM Rafa jest zarejestrowany na Jagnę (ach te zniżki…)
Problem nr 3 - Jagna w każdym papierze ma inne nazwisko (ach te śluby …)
Wyrabiam dowód, spisujemy notarialną umowę użyczenia motka (dwujęzyczną), choć moja ścisło-matematyczno-logiczna dusza burzy się przed tym faktem jak tylko może (przecież będę stała obok i mogę powiedzieć i podpisać przy celnikach: oto użyczam temu mojemu ślubnego tego oto KTM – i po co notariusz

)
Laweta pożyczona (mamy do Terespola prawie 700 km), parking u Wasyla zarezerwowany (Wasilczuk - dzięki raz jeszcze!), budzik ustawiony na 6 rano…
Witaj przygodo!