Pusty Rotopax Calgona sni mi się do dziś. I do dziś Calgon nie odpowiedział mi na zadawane 10 razy dziennie pytanie: Po chuj ci ten rotopax skoro jest pusty?
Ale...
Tego ranka trzej murzyńscy muszkieterowie obudzili się w przyczepodomku w Druskiennikach. Szybkie pakowanko i próbuję namowić kolegów na małe zwiedzanie Druskienników, bo miasteczko naprawde jest tego warte. Entuzjazmu nie ma

W końcu któryś proponuje krakowskim targiem - "to jeździj po miasteczku, my za tobą i sobie popatrzymy" Zwiedzanie typu japońscy turyści w autokarze
Zgodnie z planem odbijamy kilkadziesiąt km na północny zachód, żeby wjechać na TET. Na trasie jest punkt widokowy i tam chcemy zacząć. Wąski asfalt, ale mocno kręty prowadzi na miejsce, jedziemy dość dynamicznie. Wjeżdżamy na parking pod punkt widokowy, a zaraz za nami policyjny bus

Jesteśmy przekonani że złamaliśmy prędkość lub inne przepisy i że jadą do nas. A tu się drzwi odsuwają i ze środka wypada cała gromada roześmianych gliniarzy i gliniarek, wołają do nas radośnie helou i biegną na górę. Robią szybkie zdjęcia, zbiegają i jeden z policjantów mówi do nas całkiem sprawnym polskim: - jak zaraz pojawi się tu kolejny radiowóz to powiedzcie że pojechaliśmy i ich pozdrawiamy
My zdecydowanie wolniej i w ciszy kontemplujemy piękne widoki z wieży...
Już mamy się zbierać, a z lasu wypadają 3 motki i jadą do nas. 3 KTMy, dyskretny rzut oka na tablice - poljaki. No i teraz rozkmina nad dzisiejszymi czasami i ludźmi - zamiast zbić pionę, pogadać, pożartować, panowie mają strasznie długie kije w dupach. Rzucili okiem na skrzywione koło Czarka Termosa - e to chujowe koło, trzeba zmienić, to się nie nadaje, bla bla bla. O, GS Calgona, e to to to takie udawane, ciężkie, chujowe, nie no weź, a Tenera, e, niby fajna ale to kondon. Niewolnicy lansu i wyznawcy jedynie słusznych opinii. My się do siebie uśmiechamy i bez żalu mówimy im NARA i jedziemy w swoją stronę. Na spokojnie docieramy litewskim TETEM do granicy. Mała przerwa i jadziem dalej.
Plan jest taki że planu nie ma, po prostu dojeżdżamy dokąd się da i szukamy na wieczór noclegu. Gdzieś przed Sejnami zaczyna padać, przez jakiś czas mocniej, więc kryjemy się pod drzewami, bo tylko ja posiadam przeciwdeszczowe ciuszki, Calgon ma tylko pustego Rotopaxa
Cały czas nie zbaczamy z trasy TET i przed Augustowem robi się pora kiedy wypada zaplanować nocleg. Czarek wykonuje kilka telefonów do znalezionych w internecie kwater i ośrodków. Wszystko zajęte, aż ktoś nam uświadamia, że właśnie zaczął się długiiiiii weekend, każdy prawdziwy Polak przyjechał właśnie na mazury pić piwo i grillować. Nam wszystko jedno, to się rozbijemy na dziko gdzieś, luz, ale Czarek znajduje ośrodek gdzieś nad jeziorem, gdzie za parę groszy możemy się rozbić i na miejscu jest sklep i bar. Tankujemy i te kilkanaście km pokonujemy już asfaltem. Tankuję pierwszy raz od wyjazdu z Białorusi. Chyba mają dobre paliwo, przejechałem Teresą dobrze ponad 400 km a jeszcze nie mruga rezerwa. Jestem w szoku bo to rekord chyba mój.
Ośrodek pełen ludzi, każdy domek zapełniony na 200%. Przed każdym grill z kiełbasami, piwerka i Sławomir lecący z głośników zaparkowanego obok grilla BMW E36, koniecznie z naklejkami M3. Panowie rozprawiają o cziptuningu, a małżonki troskliwie zajmują się Brajankami i Dżesikami. - Ziemniaki możesz zostawić, ale mięso i surówkę musisz zjeść bo lodów nie będzie!
Ojczyzna... Jestem u siebie

Niby wiocha, ale coś tam w serduszku gra, ma to każdy z nas, chodź czasami głęboko ukryte.
Rozbijamy się pod laskiem na uboczu. Idę z Czarkiem na obiad do Baru, a Calgon postanawia w końcu sprawdzić jak smakuje obiad w proszku. Leniwy ciepły wieczór z piwkiem w ręku, chociaż tam za jeziorem robi się coraz ciemniej i zaczyna coś grzmieć...
Nagle ktoś rzuca - ej, a ciekawe czy Novy już dojechał nad morze, zadzwonimy do niego? Dzwonimy, szybkie "gdzie jesteś?" Aaaa, tego no, to może przyjedź do nas, co tam jeden wieczór cię nie zbawi. A, no i po drodze weź kup proszę coś do picia bo chyba nie starczy


Mija godzina, dociera Novy, mordy się wszystkim cieszą, bo jest chłop i jeszcze dużę zakupy ma

Rozkłada namiot... no właśnie, "NAMIOT" - przetrwalnik holenderskiego komandosa który wygląda jak śpiwór z wyjętym ociepleniem. Ale wg. Novego to spełnia normy NATO, kosztuje majątek, przeżyje każdą burzę, testowany był na szczycie Mont Everestu gdzie można w tym spać w samych slipach, a my to się nie znamy, pewnie zazdrościmy i sami mamy chujowe namioty
Zaczyna padać, więc przenosimy się z napojami pod wiatę Baru. Potem zaczyna lać, potem jeszcze mocniej lać. Nocne polaków rozmowy przy herbacie i energetykach z ulewą w tle. Wracamy do namiotów i pękamy ze śmiechu na widok turbo wyczesanego "namiotu" Novego. Wygląda jak kawałek przemoczonej szmaty, cały mokry, masakra. Novy chcąc niechcąc ląduje gościnnie u Czarka Termosa - doceniam w takim momencie moją skromną jedyneczkę
Plan na jutro - Novy W KOŃCU chce dojechać nad morze, a my dalej jedziemy TETem ile się da do wieczora.