W miarę czasu będę coś wrzucał, żeby w końcu września ruszyć z pełną parą
Zróbmy inwentaryzację, albo jak to mówi kobieta za lady w GS-owskim sklepie, remanent.
Tak, więc kto nam pozostał?
Wojtek od wypasionej Huski.
Człowiek przygotowany na wszystko, dzięki któremu oszczędziliśmy sporo czasu, paliwa i nerwów. A to wszystko dlatego, że przed wyjazdem szarpnął się na telefon satelitarny, który się okazał zbawieniem w kryzysowych sytuacjach. Dzięki niemu mieliśmy kontakt z Neno i szukanie siebie nawzajem na środku niczego zredukowaliśmy do minimum. Ratował dupę nam i organizatorowi. Po za jednym przypadkiem, gdzie pogubiliśmy się (później będzie o tym), telefon działał perfekcyjnie.
Andrzej
Gość z wielkim zapałem do przemieszczania się. Nie ustoi, nie usiedzi.

Człowiek, który przeniósł swoją wielką i nieskalaną miłość z wypasionego GS na leciwą DRkę.
Witek
Oaza spokoju, podchodząca do problemów rzeczowo i analitycznie, czym skradł moją sympatię.
Łukasz
Człowiek, który ma wyjeba .... e na wszystko, człowiek lubiący wyzwania wybierając się na taką wycieczkę, na czymś, co powinno pozostać na asfalcie.

Zapewnił nam darmową siłownię, po której mieliśmy bicki, takie, że Pudzian poczuł wstyd i zapisał się do psychoterapeuty.

Lubiałem bardzo gościa, bo glebił częściej odemnie.
Rychu
Ten od tego całego biadolenia i przynudzania.
Neno i Ewa
Nasz statek matka, który żywił, poił i dawał dach nad głową. Na widok, którego radowaliśmy się bez umiaru po dłuższym rozstaniu. Symbolizował ŻYCIE.