We trójkę wyciągamy KTM na górę.
Zajmuje nam to z 15-20nim, a niżej jeszcze dwa kloce czekają...
IMG_20190815_135339.jpg
IMG_20190815_135353.jpg
Co gorsze dalej wcale nie jest lepiej.
Wysyłamy naszego rudawego zwiadowce(ma bląd włosy, ale rudą brodę którą skrupulatnie goli, żeby ukryć swoją prawdziwą naturę) , żeby sprawdził co jest dalej.
Wraca, mówi jest gorzej.
Nie wierzymy mu do końca(ruda broda) idziemy sami sprawdzić... wiedziałem chce masz oszukać... gorzej nie było, ale nie było też lepiej.
Gdyby nie lało od dwóch dni nawet nie miałbym zdjęcia z tego miejsca, bo przejechalibyśmy je bez zatrzymywania, a tak błotoglina oblepia koła, ciężko ustać w miejscu, a co dopiero ruszyć pod górę 230kg klocem a nawet gdyby udało się ruszyć to i tak wciągnie cię w koleinę, przystawi koło do większego kamienia i koniec.
-Co robimy?
* Zawracamy.
-Będzie wstyd.
* Uyebiemy się tu a to początek pierwszego dnia...
-Wyjdziemy na geji, żeby TETa nie przejechać...może jednak spróbujmy, wg. map za 1-2km dotrzemy do szczytu i powinno się wypłaszczyć...
*A jak nie, stracimy tu pare godzin, żeby zrobić 2km po glinie pod górę.
Głosowanie
2:1
Wracamy
Wstyd i niesmak.
Wracamy na asfalt, żeby objechać musimy nadrobić jakieś 30km.
Na szczęści trasa prowadzi malowniczymi serpentynami, więc jedzie się przyjemnie. Jest zimno 14st. i cały czas mży.
Po drodze przerwa na żarcie. Grill Mix i nabieramy nowych sił.