VIII dzień
Dzisiaj Fort Saganne
Jemy w zajeździe śniadanie i zbieramy z sznurków pranie. Obsługa musiała się zdziwić rano, bo trochę tego wisiało. Powietrze tak suche, że pewnie o północy można było już ściągać.
Na niebie dużo chmur i temperatura znośniejsza.
Dzisiaj trochę odpoczynku od piachu, bo jedziemy cały dzień tarką. Droga upierdliwa do granic możliwości. Jak zwykle kombinuję z różnymi prędkościami, żeby nie odczuwać telepania. Boję się, że DRynda w końcu się rozleci.
Niektórzy po piachu nie napompowali kół i robimy gumy.
Niby tylko 150 km, ale usuwanie gum i innych dupereli zajmuje nam prawie cały dzień.
U Andrzeja coś zaczęło dzwonić na wybojach. Jeździmy, słuchamy i nie możemy nic namierzyć. Coś jakby podskakiwała duża podkładka. W Polsce okaże się, że poległo jedno z łożysk w kiwaczce.
Mi znowu puściło mocowanie tłumika. Kolejna prowizorka.
To samo u Łukasza. Dodatkowo ma pęknięty przedni błotnik. W sumie to nie wiadomo, czy tarka, czy któraś z gleb była przyczyną.
Pogięte felgi już nie robią wrażenia.
IMG_5659.jpg
Jak na początku był dumny z produktu Bayerische Motoren Werke, to teraz trochę mniej.
Jest takie zapylenie, że ja pierwszy i Andrzej drugi gubimy pozostałych chłopaków. Skapneliśmy się dopiero po 10 km, że nikt za nami nie jedzie. Nawrotka i po 10 km widzimy, że gumę robią.
Po południu docieramy do pięknego kanionu i zjeżdżamy serpentyną o nawierzchni piaskowej, gdzie będziemy nocować w pięknie położonych ruinach fortu. Na początku strach, bo zwykle na piachu trzeba szybko. Tutaj trzeba bardzo ostrożnie i powoli.
Trochę autopromocji
Jest trochę czasu więc bierzemy się na naprawy, wymianę filtra powietrza i inne drobiazgi.
Neno ma na pace cudowną skrzynkę, lepiej zaopatrzoną od Castoramy. Co potrzeba to się znajduje.
Andrzej dalej szuka dzwońca
Dobrze, że zrobiłem materac poprzedniej nocy, bo dzisiaj na tych kamieniach bym nie pospał.

Mamy duży konar palmy, który dobrze się pali, więc będzie grillowany kurczak.
Każdy zakończony dzień w pełnym składzie należy świętować, więc nie wahamy się użyć rotosia w większych ilościach.
W nocy słyszymy, że leci helikopter. Chyba nas zauważył, bo przeleciał jeszcze kilka razy dość nisko nad nami. Żadnego ostrzału nie było, więc pakujemy się do namiotów i w kimę.


Żeby było jeszcze ciekawiej to w nocy chwilę pada.