Dzień 2
Wstajemy wcześnie rano i oglądamy przy śniadaniu poranne wiadomości. Wszystko bez zmian – Łukaszenko wszystkich opierdala. Na dworze chłodno i szaro, wieje. Ale telefony dzięki WiFi obiecują że będzie lepiej.
Ledwo wyjeżdżamy za ostatnie bloki w Brześciu, kończy się asfalt i zaczynają szybkie szutry.
Po chwili wpadamy już na polne drogi między niekończącymi się polami PGR-ów.
Mylimy lekko drogę, skręcamy za wcześnie i wpadamy w wielkie pole buraków cukrowych. Póki był ślad, między burakami jechało się nieźle. Gorzej było z zawracaniem. Białoruskie buraki są wielkie i twarde jak kamienie, oko Łukaszenki sięga widać i tutaj, więc zbiory będą tęgie. Tenerka ma chwilę słabości i kładzie się w burakach.
Rozpogadza się i wychodzi słońce. Mijając co jakiś czas małe wioski zagubione gdzieś w lasach, docieramy do Kamieńca. W każdej wsi stoi Lenin lub co najmniej pomnik żołnierzy walczących w wielkiej wojnie. Wsie sprawiają wrażenie, jakbyśmy przenieśli się w czasie i nie wynaleziono jeszcze cegieł ani pojazdów mechanicznych. Wszystkie zabudowania są drewniane. Piaszczysta droga przez wioskę z krzyżem na rozstaju dróg. Kury, gęsi, a nawet owce i kozy chodzą leniwie po wsi. Żadnych traktorów ani ciężkiego sprzętu.
|