Między wsią Stojły a Murawą jedziemy głównie przez lasy. Doskonałe piaszczyste drogi gdzie jest co robić i nie ma nudy. W środku lasów natrafiamy na dziwne schrony. Wielkie, betonowe, przykryte wałami ziemi, które porasta już trawa i małe drzewka. Po kilku kilometrach, gdy przecinamy asfalt, wszystko się wyjaśnia. Były to schrony, gdzie stacjonowały wyrzutnie głowic. Do polskiej granicy w linii prostej jest mniej niż 30 km.
Jedziemy przez puszczę białowieską. Po białoruskiej stronie teren puszczy jest nawet większy niż u nas. Lasy wyglądają naprawdę imponująco. Na piasku znajdujemy ślady… no właśnie, zdania są podzielone

Mi fantazja podpowiada że to ślady wilków (skąd tyle wielkich psów w środku lasu, z dala od jakiejkolwiek wioski?) Jarek twierdzi że to jednak psy. Obaj wiemy że moja wersja jest fajniejsza, i jej się trzymajmy
Mijając jeden z PGR-ów, zauważam dziwny napis na budynku. RZEŹNIA GMINNA. Budynek wygląda na stary, chociaż jest teraz w remoncie. Okna już wymienione, poprawiają dach. Zbity tynk odsłonił napis. Myślę że to nic innego jak dawny polski budynek rzeźni, zwłaszcza, że liternictwo sugeruje że napis powstał w okresie miedzywojennym. Ale nie raz jeszcze się przekonamy, że tutaj jest istny tygiel kulturowy.
Docieramy do Murawy. Mała pauza i coś na ząb bo pora obiadowa. Z braku innych opcji posilamy się pod sklepem. Miejscowi chętnie zagadują, jeden z panów wręcz natrętnie wmawia nam że tam gdzie chcemy jechać nic nie ma, i ciągle nam tłumaczy jak jechać. Nie dociera do niego, że my właśnie chcemy jechać TAM gdzie (niby) nic nie ma.
Za chwilę okaże się że to NIC było naprawdę zajebiste!