Trochę klucząc i błądząc po polnych drogach kierujemy się do miasta Wołkowysk, gdzie zaklepaliśmy sobie nocleg.
Dlaczego czasem gubimy drogę i musimy szukać objazdów? Otóż pora roku wymusza na pracownikach PGRów zaoranie wszystkiego co możliwe. A między polami są długie piękne drogi. Ale z lenistwa czasami i te drogi są zaorane, bo kto by tam podnosił pług… Wiec bywa, że na mapie jak byk jest ścieżka, a przed oczami mamy gigantyczne kartoflisko. Ale jak się je pokona, to za kilometr, dwa, znowu się wpada na drogę

Grunt by trzymać się kreseczki na mapie i nie zbaczać za daleko. Wiosną wszystko wróci do normy, ciężki sprzęt przejedzie kilka razy i droga znowu będzie aktualna
W Wołkowysku odnajdujemy naszą kwaterę. Jednorodzinny dom, gdzie na dole mieszkają gospodarze, a na górze jest kilka pokoi do wynajęcia, kuchnia i łazienka. Staramy się przypomnieć swój (dawniej) doskonały rosyjski, ale pan mówi że nie musimy się pocić

Oni tu są poljaki, jego ojciec walczył w polskiej armii, pan pokazuje nam polskie książki, które do dziś czyta żeby pamiętać język. Co ciekawe, są to baśnie i legendy

Opowiada o dzieciach, które wszystkie mieszkają za granicą w poszukiwaniu lepszego życia.
Ogarniamy się, przygotowujemy kolację, znika pierwszy Swajak

No to co, w miasto trzeba ruszyć, zgodnie z regulaminem wycieczki. Nie mamy pojęcia gdzie iść, pytamy więc pierwszą mijaną dziewczynę czy jest tu jakiś bar w okolicy. Tak, jest, chodźcie pokażę wam gdzie. Znowu okazuje się, że nie musimy się popisywać naszym perfekt rosyjskim. Dziewczyna uczy się polskiego i doskonale sobie radzi…
Bar niczego sobie, ale po jakimś czasie zamykają. Nie no, to nie do nas tak, do nas tak nie! Znowu pytamy napotkanych ludzi czy jest coś otwarte. No jest, w budynku komitetu jest jakaś knajpa. Idziemy i tam. Idealne zakończenie idealnego dnia