XIV
Jedziemy szukać krokodyli
Od głównej drogi do krokodyli jest ok. 100 km z czego 80 asfaltem robiliśmy godzinę i 20 offem robiliśmy ponad godzinę. Neno nie był tam jeszcze, więc daje nam bardzo uproszczonego tracka z wskazaniem na pytanie miejscowych o drogę.
Z lewej Economy Class, z prawej Buissnes Class
Jak zwykle przed i za miastem wysypisko
[IMG]
G3502691 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Dojeżdżamy do wsi z lasem palmowym. Czuć wilgoć w powietrzu. Ciężej się oddycha. Jest nawet błoto. Musi być gdzieś woda, bo krokodyle ponoć lubią wodę. Pytamy miejscowego, gdzie jechać. Pierwszy odpowiada 5 km w tamtą stronę – pokazując gdzieś na pustynię.
Stajemy w cieniu palm, bo w bumie wyskoczył jakiś wężyk i Łukaszowi spaliny walą w twarz. Wojtek decyduje się zostać z Łukaszem i pomóc mu ogarnąć temat.
Ogólnie czuć, że większość ma krokodyle głęboko w dupie.
Po drodze nie widzę za sobą Andrzeja. Zatrzymuję się i Witek mówi, że postanowił pomóc Łukaszowi i Wojtkowi.
Jedziemy i co chwile pytamy po wioskach.
[IMG]
G4083155 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Droga to w większości koleiny piaskowe, czyli jakaś masakra i niesamowita walka. Co chwile tłumy dzieciaków robią wszystko, żeby nas zatrzymać.
[IMG]
G4083196 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Raz nawet czymś dostałem. Po drodze cztery razy leżę, co ostatnio było rzadkością. Dookoła pełno akacji, więc spodziewam się, że zaraz ktoś złapie gumę. Wilgoć i upał to nie zbyt dobre połączenie. Ciężko się oddycha. Zaczynam myśleć, czy nie odpuścić i nie wracać do asfaltu. Z drugiej strony pewnie już nigdy tu nie zawitam, więc…..
Z 5 km zrobiło się 20, ale dojechaliśmy suchym korytem rzeki. Piękne miejsce z stojącą wodą i skałami. W sumie to pierwszy raz w Mauretanii widzimy otwarty zbiornik z wodą...... albo większą kałużę.
Nie widać krokodyli, ale jak podjeżdżaliśmy to coś uciekło z plaży do wody. Czekamy chwilę, bo widać bańki powietrza wydobywające się z głębiny.
Po śladach wnioskuję, że czasami wychodzą na brzeg ......zjeść jakiegoś turystę.
[IMG]
IMG_4550 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Żałuję, że nie możemy posiedzieć trochę dłużej. A najlepiej zanocować, gdzieś w pobliżu ..... na tyle daleko, żeby nie obudzić się z krokodylem w śpiworze.
Jeden się wynurzył i za chwilę drugi. Małe jakieś.

Wprawne oko dostrzeże głowę krokodyla prawie na środku fotki.
[IMG]
20190328_122907 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Wygooglowałem coś w necie, żeby przynajmniej wiedzieć co nas ominęło. Jak widać to bywa tam czasami więcej wody.
[IMG]
Krokodyle by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
[IMG]
Crocodile 1 — kopia by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Wracamy, bo chłopaki zaraz będą nas szukać. Ile można robić 5 km.

Witek po drodze łapie gumę na akacji, ale nie stajemy, bo byśmy padli robiąc gumę w tym żarze. Daje mi swoją rolkę dla odciążenia moto. Rolka tak ciężka, że czuję, jakbym jechał z pasażerem.

Dojeżdżamy po pół godzinie do lasu palmowego. Chłopaki właśnie skończyli robotę z bumą i faktycznie niepokoili się, że nas tyle nie ma. To teraz robota z gumą.
[IMG]
20190328_134200 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Wyjeżdżamy na główną drogę i od razu pakujemy się do sklepiku na coś z lodówki. Obojętnie, byle zimne. Okoliczne dzieciaki ściągają tłumnie.
[IMG]
IMG_4578 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Witek dostrzega jednego z zapaleniem spojówek i chce dać jakiejś kobiecie krople, które wziął z Polski.
[IMG]
20190328_152502 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Przez pół godziny próbujemy wytłumaczyć jak ma dawkować, ale widać, że nic nie rozumie patrząc nieufnie. Odpalamy gogle translatora i też kicha, bo nikt tam nie czyta. Przez chwilę zostaje miejscowym lekarzem, bo chłopaki pokazują na mnie i mówią „doktore”. Za chwilę przychodzi kolejna kobieta z dziewczynką z zapaleniem spojówek. Urządzam kalambury i pokazuję na słońce, potem na buteleczkę z lekiem licząc po francusku ile kropel na dobę. Widać, że sklepikarz coś zrozumiał, ale co dalej było to nie wiem. Musimy dalej jechać.
Jedziemy w stronę Alak, bo tam mamy wypasioną metę, czyli hotel z trzema gwiazdkami i ......... dużą zawartością karaluchów.
[IMG]
20190329_081713 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Po drodze dużo miasteczek. Ruch spory, nie to co na północy. Wiele samochodów zostawia cztery ślady. Ramy krzywe, że przód jedzie swoim pasem, a tył już na drugim.

Upał powoduje, że zatrzymujemy się przy sklepikach i wykupujemy wszystko, co z lodówki. Mają utarg miesiąca.
Po wbiciu do hotelu morduję wszystkie karaluchy i szybko bierzemy się za pranie, żeby do rana wyschło.
[IMG]
20190329_082753 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
[IMG]
20190329_050800 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Jest WIFI i po dwóch tygodniach milczenia w końcu mogę pogadać z żonką.

Na video rozmowie pokazuje mojego faca niegolonego od wyjazdu z domu. Takiego mnie nie widziała od wspólnych 20 lat
Wieczorem decydujemy, że jutro rano wyjeżdżamy ok. 7.00, żeby nie jechać w upale. Są głosy przeciw, ale demokratycznie większość wygrywa.
Smartfonowa kolacja (każdy korzystał z okazji i jedząc klikał z żoną, czy tam z kochanką), rotoś i w kimę.
Jakoś w łóżku nie swojo i nie mogę zasnąć …… pustynia przywołuje.