Planowanie jest dobre ale dobre planowanie musi uwzględniać rzeczy niezaplanowane, mieć plan A, plan B itd...no ale od początku. Planowaliśmy rodzinny wyjazd w Bieszczady. Taki wyjazd, który jest sam w sobie przygodą, powodem do oderwania od codzienności i powodem do bycia razem częściej niż "chwila"...Niestety, to właśnie był plan A. Planem B na szybko stał się mój wyjazd na motocyklu w sobotę (plan B powstał w piątek po 22.00). Lubię działać więc na szybko obrany kierunek, decyzja o tym, co zabieram i jak śpię i jazda

Wyszło z tego "jazda" spanie pod dachem, bo poranne rosy i konieczność suszenia namiotu oraz krótki dzień spowodowały, iż postanowiłem noclegów szukać na miejscu, przez "bukinga"

Rano w sobotę, tuż przed startem oczywiście milion rzeczy do zrobienia i wystartowałem po 11.00...nie dotrę na Podlasie. Ale gdzieś dotrę

Dotarłem nad Bug. Gdzie dokładnie? Nie pamiętam bo gdzieś w polach koło Sarnaków zacząłem szukać noclegu. Było późno a nie miałem motywacji, żeby jechać dalej - "Podlasiacy", w tym Mygosia, u której liczyłem na nocleg, byli na Rajdzie WIR. Nawet wskoczyło do głowy, żeby do Nich jechać ale bez namiotu, no i "na imprezę do Podlasiaków" jedzie się na co najmniej kilka dni, a nie na jedną nockę więc grzecznie wybrałem kwaterę, najbliższą i najtańszą ze śniadaniem. Okolica i właściciel - FANTASTYCZNI! Kwatera - zanim usnąłem, zrzuciłem coś, co łaziło mi po ręce i było wielkości 2 złotówki ale generalnie miejsce miało swój "klimat"!
Właściciel, naprawdę super człowiek, uraczył mnie przy śniadaniu (żarcie było super!) opowieściami o nadbużańskim życiu no ale to już był drugi dzień...o tym potem

To był pierwszy dzień z tych, w których już wiemy, że nie chcemy za szybko wracać