Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11.01.2020, 11:41   #50
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,113
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 7 miesiące 1 tydzień 20 godz 18 min 3 s
Domyślnie

Focie już z rańca.

Co tu się kuwa działo?


Nie mam pojęcia ale za to jest ciepło i ładnie.

Okazało się że spaliśmy w zasadzie na brzegu rzeki. Z rańca poszedłem na rekonesans żeby sprawdzić co tam szmera w dole. Droga długa a i tak do rzeki dojść się nie dało (a może ja za wcześnie zrezygnowałem). Brzegi cholernie strome , niemal pionowe o wysokości na moje oko 15-20 metrów. Wracam do chłopaków i niespiesznie pakujemy motocykle do dalszej drogi. Michał coś tam ma w navi i lecimy zobaczyć baszty w górach. Najpierw dojazdówka drogą, która budzi mój niepokój. Jedzie się jakby wąwozem, ściany strome a co chwila widać spore głazy na drodze. Osuwiska. Nie ma nawet gdzie się bezpiecznie zatrzymać na fotkę bo traska ładna. W końcu stajemy na chwilę przy jakimś konnym co wyskakuje ze ściany lasu.

Całkiem spory ten … pomnik?


Widać że skały są raczej luźne stąd te osuwiska.

Przebijamy się przez rzekę i dalej już lecimy szutrówką.



Coś tam wystaje w górach. To chyba te baszty.

Niestety nie da się do nich podjechać bo są wysoko a nie bardzo mamy ochotę rozjeżdżać tubylcom pastwiska. W oddali majaczy jednak taka większa baszta i wygląda że znajduje się przy drodze. Postanawiamy sprawdzić.
No jest.

Niestety znajduje się na prywatnej posesji a dostępu broni solidna brama. Przed bramą buldożer. Przychodzi mi do głowy że to może jakiś skansen lub muzeum bo wszystko jakby odnowione. Zatrzymujemy się przed bramą.

Jakaś kobieta podchodzi do bramy i zapytuję nieśmiało czy można basztę zobaczyć. Poczekajcie, zapytam gospodarza i poszła. Wkrótce brama się otwiera więc zachęceni ładujemy się na motocykle i wbijamy na podwórko. Nie wiem czy to dla nas ta brama się otwarła czy po prostu gospodarz wyjeżdżał. Nie mam pojęcia ale auto miał dość solidne.


Nie chciałem mu fotek pykać. Starszy koleś, zapytał co my tu robimy. To mówię że taką piękną basztę zobaczyliśmy i chcieliśmy zobaczyć. My z Polski putieszestwiennniki.
Zapraszam do mnie, ja co prawda muszę wyjechać ale tutaj się wami zajmią. No miło.
Coś tam mówi w narzeczu osetyjskim do innego kolesia i odjeżdża. Zostajemy sami z przewodnikiem.
Oprowadzają nas po obejściu. Baszta pięknie odnowiona.

Dowiadujemy się że to dom dziadka gospodarza, którego rodzina tu mieszka od pokoleń. No powiem tak. Na bogato jest.
Prowadzi nas obok domu na tyły.

Dziadek ma nawet pomnik.

To poniżej to nie jest dom. To strefa odpoczynku.

Tuż za nią droga prowadzi na taras.

Grubo.


Mają też stawy, w których hodują ryby.

I kilkaset baranów, które pasą się na zielonych zboczach.

Dom od strony ogrodu.

Właściciel ma też prywatny meczet. Również odnowiony. Widać wieżyczkę.

Jakoś trzeba obejście ogarniać.

Nieśmiało zaparkowaliśmy obok floty właściciela.



Zostajemy zaproszeni na pokoje na posiłek. Stół zastawiony na bogato, kilka kobitek uwijało się jak w ukropie i zostaliśmy ugoszczeni po królewsku. Naprawdę wspaniali, gościnni ludzie. Kto by u nas 4 uyebanych, nieznanych obdartusów zaprosił do siebie na popas?
Rezydencja wewnątrz.

Żal się rozstawać ale trzeba gonić dalej.

Jedzie się ładnie. Mamy dalej szutrówkę, która zamienia się w asfaltówkę i znów szuterki.

Niestety pogoda zaczyna się kasztanić ale nie pada.

Michał ma tam w swoim navi jakiegoś tracka ale droga nie zachęca do eksploracji. Jedzie na rekonesans a ja za nim. Plan nawrotki jakby było chooyowo bardzo. Ale nie ma tragedii.


Jedziemy ale robi się coraz gorzej. Po pierwsze z drogą a po drugie z pogodą.

Trasa robi się gówniana, pocięta koleinami , mnóstwo błota i kamsztorów i zaczyna padać.

A potem jebie gradem.

Przeprawiamy się jakoś.

Zimno i kiepsko. Na jednym z fragmentów Franzowi brakuje nogi, zalicza glebę a moto wali mu się ciężarem na stopę. Nie wiemy jak jest źle ale szału nie ma. Wreszcie po dość długiej walce z błotem wyjeżdżam na w miarę suchy odcinek, gdzie jakość drogi się poprawia. Jadę pierwszy i widzę jakąś ekipę w Ładzianie. Zatrzymuję się i od razu wiem że jest dobrze. W jedną łapę wpychają mi to:

A w drugą kawał mięcha i chleba.

Dojeżdżają chłopaki.

Bardzo wesoła ekipa. Blondyna powozi a reszta ładuje z buta trasą którą przyjechaliśmy. Osetijcy i jeden Dagestaniec.

Co prawda słońce wyszło ale gorąca nie ma. Jak widać nie wszystkim to wadzi.

Widoczki mamy ładne, ekipa świetna ale coś mi mówi że trzeba się ewakuować bo po kilku głębszych daleko nie zajedziemy. Przyjechali z Władykaukazu.




Czas się pożegnać i pogonić dalej. Franek cierpi więc chyba kontuzje jest bardziej poważna niż się zdaje. Lecimy dalej.
Wpadamy do sklepu w jakiejś wsi a jako że robi się późno a obok jest rzeka to postanawiamy zjechać w krzaczory na nocleg.
Przeprawa wcale nie była łatwa. Trudno było wyszukać odpowiednie miejsce na biwak. Wszędzie wysokie trawy , cholera wie co pod nimi ale się udaje. Jestem cały mokry bynajmniej nie z powodu opadów. Jest upalnie i duszno. Rozkładamy namioty w krzaczorach i lecimy na kąpiel w rzece.
Włażę do rzeki a woda jest zaskakująco wręcz ciepła. Po prostu jak pod prysznicem. Powietrze również gorące. Nagle spod moich nóg wypływa wąż i szybko odpływa po powierzchni. Myślałem że się posram. Nawet nie zauważyłem co to był za gad jednak cieszy mnie że już go nie ma a i ja podobnie jak gad spieprzam z tej wody. Wreszcie mamy chwilę spokoju i możemy się przyjrzeć kontuzji Franka. No ujebane paluchy i to mocno ale na szczęście nic nie połamane. Bardzo mocne stłuczenie, palce bordowe i napierdzielają. Nie będzie łatwo jeździć w terenie w takim stanie stąd postanawiamy dokulać się do jakiegoś obiektu, zanabyć odpowiednie leki i odpocząć ze 2 dni aby wrócił do sprawności. Taki tez jest plan na jutro.
Ogniska nie ma jak zapalić bo trawy wysokie i opał trzeba nosić dość daleko a wszyscy jesteśmy zyebani i nikomu się nie chce. Do tego Michałowa DRka jak zdechła tak nie chce zagadać mimo, że mamy zasilanie, paliwo jest a rozrusznik kręci. Podejrzewamy uszkodzony czujnik sprzęgła więc znajduję szczątkowe resztki internetu na tym zadupiu i ładujemy filmik z YT jak się tego pozbyć. Sprawa banalnie prosta. Wypiąć jeden kabelek i wpiąć w drugi wtyk. Po tym zabiegu motocykl odpala od strzała więc na ten moment jedyną awarią są uszkodzone palce u nogi Franza ale i z tym sobie poradzimy jak dotrzemy do cywilizacji. Na razie cywilizacji brak, wokół krzaczory, słońce zachodzi.







Jutro stolica Osetii.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem