Arti,
Kilka lat temu w Kitzbuhel, w piękny słoneczny dzień, na wypłaszczeniu na niebieskiej trasie, w moją małżonkę wjechał rozpędzony dryblas. Był to drugi dzień naszego sylwestrowego wyjazdu. Żona zawsze jeździła przodem, ja za nią żeby ją ubezpieczać gdyż ma bardzo dużo do stracenia - po korekcie skoliozy ma kilka kręgów lędźwiowych usztywnionych stalowymi implantami. Całość odbyła się w mgnieniu oka, usłyszałem tylko narastający szum, potem "aaaa", gość jak kręgle skosił najpierw mnie a potem moją żonę. Spierdolił wykorzystując moją nieuwagę kiedy klęczałem przy niej, przerażonej i wyjącej z bólu, trzymając ją za rękę i próbując szacować straty. Zero szans na odnalezienie go na kamerach - ubrany cały na czarno, żadnych znaków szczególnych.
Austriacki lekarz kazał jej stanąć na tą nogę i pytał czy czuje "niestabilność". Nie była w stanie tego ocenić, stwierdził że po 2 tygodniach będzie ok i odesłał z kwitkiem. Wyprawiłem ją do domu lotniczym transportem medycznym, w międzyczasie noga spuchła i wdała się zakrzepica. Na miejscu rezonans i diagnoza - zerwane ACL i ogólnie kolano jak po wybuchu granatu.
Przygotowanie do zabiegu rekonstrukcji trwało kilka tygodni, zabieg u uznanego specjalisty, kule odrzucone po tygodniu, kilkumiesięczna rehabilitacja żeby wrócić do pełnej sprawności, wszystkie koszty z własnej kieszeni. Ślady fizyczne - drobne blizny, gość się postarał ładnie związać ranę. Dolegliwości fizycznych na dzisiaj brak. Ślad na psychice niestety trwały - od tamtego czasu żona nie stała na nartach zjazdowych, 2-3 razy pośmigała po płaskim na biegówkach ale z tym zawsze jest problem w grupach w których jeździliśmy na narty. Narciarstwo które wspólnie uprawialiśmy to głównie turystyka, bez napinki na wyniki. Generalnie dużo nam to zdarzenie zabrało.
No dobra, ale do brzegu, czemu ja tutaj "urzekła mnie Twoja historia".
Miałem ubezpieczenie z mBanku, obejmujące amatorskie uprawianie narciarstwa. Bank skwapliwie powołał się na OWU, gdzie drobnym drukiem w wyłączeniach stało że refundacje nie dotyczą, oprócz kilkudziesięciu różnych atrakcji typu urwane palce, także następstw urazów skrętnych kolana (sic! ubezpiecznie turystyczne z amatorskim narciarstwem!). Ani na zabieg ani z NNW nie dostaliśmy ani grosza, pokryli tylko transport żony samolotem do domu. Odpuść sobie wyrzuty z powodu braku ubezpieczenia, jest ogromna szansa że niewiele by Wam dało.
Instruktorzy w Tyliczu to na pewno dobrzy fachowcy. To co spotkało Twoją córkę, podobnie jak w przypadku tej "naszej" kraksy, nie miało prawa się wydarzyć - ale czasem czort się uprze i tak rozda karty że go nie ograsz.
Jeśli noga boli i pozostaje nieruchoma to zwróćcie uwagę czy nie trzeba podawać heparyny żeby uniknąć ryzyka zakrzepicy.
Zakładam że Twoja córa jest już pod opieką dobrych specjalistów. Zobaczysz, nie później niż za kilka miesięcy, a miną szybko, będziecie już planować kolejny wyjazd na narty.
Zdrowia!
|