Uff, już przed, przed, przedostatni dzień kwarantanny domowej

Widać światełko w tunelu...
.. wracając do Hiszpanii...
jedziemy sobie dalej A-405, widoki jak zwykle, czyli piękne!
Mogą się zachwycał super moto, ja i tak uważam, że mój Gertrud najpiękniejszy
Czas obiadowy, zatrzymujemy się przy drodze w San Pablo de Buceite, knajpa pełna ludzi
Menu po angielsku jest, gorzej z angielskojęzyczną obsługą, ale podstawowe nazwy jedzenia już znamy

Po chwili przychodzi kelner i rozumiemy, że "pollo", czyli kurczak, wyszedł i coś tam proponuje w zamian, ale nie mamy pojęcia co. W sumie nieważne, będzie niespodzianka

Kelner nie daje jednak za wygraną i wyciąga gogle translator i wyświetla, że w zamian będzie "chicken breast".
No nie do końca łapiemy problem
Obiad jest przepyszny:
Testujemy miejscowe zupy (z gazpacho, które uwielbiamy, na czele), tu zupa czosnkowa po kastylijsku serem i mięsem:
oraz warzywa z grilla (Jagnę bolał brzuch i chciała coś mało tłustego, ale warzywa pływały w oliwie), szparagi wymiatały, trzeba spróbować na wiosnę zrobić w domu:
Restaurante Los Cachollas â polecamy
Z pełnymi już brzuchami ruszamy dalej, droga nadal pustawa:
No czasem coś pojedzie:
a widoki nadal przepyszne:
i znowu jesteśmy w Rondzie, tylko z drugiej strony
Następuje ostateczny kres zumo, gdzie ekran przestaje reagować na dotyk, i jesteśmy skazani na takie mikroskopijne coś, na szczęście przed nami prosta droga, wystarczy patrzeć na znaki.
Prosta w sensie trafienia, a nie prostych odcinków oczywiście
Wracamy tą samą drogą do Rondy, ale z drugiego końca wygląda jak nowa
Jest już na tyle późno, a tyłki bola tak bardzo, że nie myślimy o żadnych skrótach.
Zatrzymujemy się na Mirador de Igualeja (punkt widokowy), jest nawet jakiś pomnik, ale nigdzie nie mogę znaleźć informacji, co to miało być.
I już prawie po zmroku wracamy do hotelu. Miało być urlopowo-lajtowo, wyszło jak zwykle cały dzień
cdn.