Ja na swoją pierwszą wyprawę życia pojechałem komarem do Polańczyka w 1982 roku. Nie było wtedy tak hop siup, paliwo na kartki i kasę trza było u prywaciarza zarobić a nędznie ci wyzyskiwacze płacili

.
Simson Enduro, ja pierdziele ile wspomnień, marzenie gówaniarza jeżdżącego seledynowym komarem na pedała. Które się spełniło po dwóch nocach w kolejce pod polmo-zbytem. Można było z przemytu z DDR bez kolejki, ale kosztował drugie tyle.