Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05.05.2020, 15:08   #53
trolik1


Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 583
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
trolik1 jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 tygodni 14 godz 37 min 12 s
Domyślnie

Dzień dwudziesty pierwszy, drugi i trzeci: Mestia.

Prognozy pogody nie dawały nam szans na odwiedzenie Stepancmindy, więc postanowiliśmy wykorzystać fakt, że chmury zrucające swój ładunek nad Sepoancmindą właśnie opuściły Mestię:-).Pierwsze 150 kilometrów pokonaliśmy piękną autostradą, ale porywisty wiatr czołowy powodował, że prawie staliśmy w miejscu na naszych maszynach Po autostradzie była już zwykła walka o życie na lokalnych drogach aż do Kutaisi, gdzie zakręciliśmy się jak słoiki na świeżo budowanej autostradzie i straciliśmy chyba godzinę szukając drogi do Mestii. Koniec końców udała nam się ta sztuka i pomknęliśmy piękną górską drogą do gruzińskiego Zakopca!:-). Droga była świetna - nie było już śladu po opadach deszczu, a po minięciu Kutaisi zniknął też wiatr i pojawiło się do tego piękne słoneczko. Droga (choć asfaltowa) była jak marzenie - piękne widoki, zakręty i mały ruch. Jedyny problem polegał na tym, że chcieliśmy zatrzymywać się za każdym winklem w celu podziwiania widoków...:-).



Cały czas trzeba było jednak pozostać czujnym - na drodze często pojawiały się krowy, psy i moje ulubione zwierzątka, czyli świnki. Ten jeden zwierzak na zdjęciu poniżej był chlubnym wyjątkiem, bo leżał spokojnie przy drodze i nie rzucił nam się pod koła tak jak tuziny jego kumpli...:-)

Do Mestii wjechaliśmy na krótko przed zmrokiem i po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy zarezerwowany wcześniej pensjonat. Po przywitaniu z gospodarzami wprowadziliśmy nasze osiołki do stajni, rozpakowaliśmy się , wrzuciliśmy coś do brzuszków i poszliśmy zmęczeni spać, bo następny dzień miał być bardzo pracowity...

Po obfitym (czyli typowym w Gruzji) śniadaniu założyliśmy trampki, sandały i co tam jeszcze i ruszyliśmy na podbój Kaukazu!! :-). Czekał nas spacer około 1200 metrów w pionie i 15 km w poziomie do słynnych jeziorek umieszczonych nad miastem. Jako wprawieni turyści wybraliśmy oczywiście trudną, mało uczęszczaną drogę przez las i zgubiliśmy się po jakichś 15 minutach. Wojtek zwątpił w moje zdolności topograficzne i po włączeniu gps w telefonie zaufał technologii. Ja jednak nie dałem za wygraną i śmignąłem dalej w górę kierując się instynktem turysty (jeśli w ogóle jest coś takiego:-)). Po godzinie szwędania w końcu wyszedłem na jakąś łąkę...


Po następnej godzinie dołączył do mnie zziajany Wojtek i od razu zażyczył sobie sesję filmową w tych typowo gruzińskich okolicznościach przyrody. Co było robić - trza działać!


Po kilku minutach gwiazdorzenia Wojtuś zmęczył się jednak i postanowił naładować baterie na górskim słoneczku

Było cudownie. Mimo chłodu słoneczko pięknie nas ogrzewało, a świeży śnieg w połączeniu z przejrzystym powietrzem zafundował nam prześliczne widoki na dolinę i otaczające góry.


Po trzech godzinach na górze zaczęliśmy schodzić na dół z powrotem do miasta i dotarliśmy tam późnym popołudniem. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze tą ślicznotkę:

Wieczorową porą dyskutowaliśmy z Wojtkiem drogę wyjazdową z Mestii oraz strategię na dalszą podróż - okazało się bowiem, że na Ukrainie jest kiepska pogoda i nasze plany odwiedzenia Zakarpacia raczej się nie spełnią. Postanowiliśmy więc, że skierujemy się na południe....różnymi drogami:-). Jako miejsce docelowe na następny dzień ustaliliśmy hostel w Kutaisi, gdzie mieliśmy zrobić serwis motocykli korzystając z oleju zostawionego nam przez Mirmiła. Przy okazji: Mirmił jeszcze raz dzięki za pomoc! Wojtek postanowił wrócić tam asfaltem, a ja wybrałem bardziej ambitną drogę przez Uszguli...Następnego dnia rano kiedy wsiadałem na Gienię temperatura wynosiła jakieś minus pięć stopni i świeciło piękne słoneczko - idealne warunki do podróży motocyklem! Po około godzinie jazdy i z tyłkiem przymarzniętym do siodła znalazłem się w Uszguli


Droga do tej pory była piękna i myślałem, że nie może być już lepiej...To co zdarzyło się za Uszguli po prostu wyrwało mnie z butów. Niestety jutub rozpieprzył jakość filmiku:-(


Po dwóch, może trzech godzinach cudownej, samotnej jazdy po pustkowiu dotarłem do pierwszej większej wioski o nazwie Lenteki. To było jak wkroczenie do raju. Czułem się tam wspaniale - po pierwsze dlatego, że wciągnąłem tam przesmaczne chaczapuri, po drugie bo było tam pięknie i ciepło, po trzecie bo droga była cudowna, po czwarte...piąte...



Chciałem tam zostać. Na zawsze. Tylko niepokój o Wojtusia gonił mnie do Kutaisi. Bałem się, że się zgubi, że jest głodny, że Jego motorek nie chce jechać...:-).A więc Gieniu - zawieź mnie proszę do Kutaisi! Dotarłem tam po około trzech godzinach spokojnej jazdy - Wojtek trafił tam wcześniej i załatwił spanko, olej i miejsce do serwisu!


Po lodowatym powietrzu w Mestii ciepełko Kutaisi było jak najbardziej pożądane. Miejscówka do spania była super, serwis został zrobiony, więc możemy jechać dalej :-)
trolik1 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem