Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,669
Motocykl: RD04
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 7 godz 30 min 48 s
|
Tak więc jesteśmy w dawnym Kandżucie, kraju do którego dotarł w 1888 Bronisław Grąbczewski, wtedy podróżowało się bez wiz, na koniach i dodatku w rosyjskim mundurze z kilkoma kozakami. Kandżut był niczyj i właśnie rozpoczynała się walka o niego pomiędzy Anglią i Rosją. I chanowi Kandżutu wydawało się, że bardziej po drodze będzie mu z carem niźli z angielskim królem. Sprawy jednak potoczyły się zgoła inaczej. Grąbczewski dostał opierdol w Petersburgu, bo nieco przekroczył swe plenipotencje. Do Kandżutu przyszli Brytole i pogonili władcę do Chin. Na tronie zainstalowali jego braciszka, którego potomkowie wciąż tu w okolicy mieszkają. W 1947 roku były znów małe wątpliwości czyje to jest. Bo bardziej to kulturowo pasowało do Kaszmiru, ale wyszło inaczej. W każdym razie i Indie i oczywiście Pakistan mają o to do siebie pretensje. W efekcie była wojna za wojną i jeszcze spro wodyw Indusie upłynie zanim będzie tu spokój. Ludzie są tacy sami. Różni ich "tylko" religia.
Stoimy na tarasie fortu Baltit i spoglądamy na drogę, którą przybył Grąbczewski. Innej nie ma, musiał dotrzeć właśnie tędy. To jedno z najładniejszych miejsc w których byłem. Fort ulokowano genialnie, w każdą stronę widok po prostu poraża. Największe wrażenie robi jednak ten w stronę karakorumskiej trasy w kierunku północnym - przewyższenie wynosi kilkaset metrów, w dole płynie Hunza,której nawet tu nie słychać. W kierunku południowo wschodnim wznosi się masyw Rakaposhi. Pojawia się tylko na chwilę. Wow, co za góra! No, ale w końcu najwyższa na świecie. Oczywiście mówimy o wysokości względnej. Od szczytu do wody w rzece jest niemal 6000 metrów. Nigdy w żadnym mieście nie czułem się bardziej w górach niż tutaj. Są naprawdę dookoła i absolutnie imponująco wielkie. Wokół fortu jest kilka gór sześciotysięcznych, do doliny wiodła tylko droga z południa i nieco mniej przyjazna z północy.
Kilka dni bawimy w Hunzie, śpimy w motelach i hotelikach. Sporo tego i ceny bardzo przyjazne, nie tak jednak przyjazne jak miejscowi. Dla nich jesteśmy wielką atrakcją - są niesłychanie życzliwi, ciekawi i pomocni. Również pakistańscy turyści są bardzo przyjaźni. Wręczają wizytówki - jak będziesz w Islamabad, Lahore koniecznie zadzwoń. Pogoda nie rozpieszcza, cos tam kapie z nieba co jakiś czas i chmury mogłyby się podnieść trochę wyżej. Jeździmy po okolicy zwiedzając forty i łażąc po wiszących mostach, panorama sześciotysięcznych gotyckich katedr wystających z doliny przy Passu na długo zostanie nam w pamięci.
Kupujemy jakieś nikomu niepotrzebne pamiątki i próbujemy lokalnego żarcia - jest tak inne od tego z Kaszgaru i tak podobne do tego w Indiach. Ta Hunza prawie się od Kaszmiru hinduskiego nie różni. Bliżej jej nawet do Tybetu niż do tego co nam się kojarzy z islamem. W ogóle ten islam w tej części Pakistanu wydaje być bardzo niezauważalny, jakby mniej ważny. Ludzie są pogodni, ciekawi świata. Również tego im najbliższego i zarazem najbardziej odległego, bo indyjskiego. Do Kargil ze Skardu jest pewnie ze sto kilometrów i od zawsze jest droga, tyle, ze od ponad pół wieku nie da się tędy dojechać. Trochę tych wojen już między sobą oba kraje miały, a teraz właśnie sytuacja się zaczyna mocno komplikować. Za kilka dni jest święto niepodległości. Tego samego dnia obchodzą je Indie i Pakistan, bo Brytyjczycy zafundowali im niepodległość dzieląc Brytyjskie Indie według kryteriów religijnych. I akurat teraz, gdy jesteśmy w Pakistanie Indie właśnie znoszą artykuł 370 swojej konstytucji odbierając Kaszmirowi całą autonomię. Wyrzucają z Kaszmiru wszystkich turystów, zrywają łączność, nie wydają permitów, odcinają internet.
Obyśmy żyli w ciekawych czasach, musimy zmienić trasę. Jeszcze nie wiem jak bardzo... Kolejne dni przynoszą kolejne wiadomości, przestają kursować autobusy między krajami i Pakistan zawiesza działąnie przejścia kolejowego. Pozostaje jedno jedyne otwarte przejście drogowe. Wszysyc mamy wykupione powrotne bilety lotnicze z Delhi, a ja już się zastanawiam jak to logistycznie ma wyglądać - jeśli nie wjedziemy motorkami do Indii, to będę musiał nadać kontener z Pakistanu, lotów bezpośrednich miedzy Indiami a Pakiem nie ma. Trzeba latać przez któryś z krajów arabskich. Co za paranoja.
Nie będę Wam pisał o jeżdżeniu, nie ma w nim nic trudnego, a może mnie już zmanierowały przejechane przez lata azjatyckie lewostronne kilometry? W każdym razie ani ruch, ani zachowanie kierowców nie ma co pisać, jest akceptowalne przez przybysza z Polski. Wyróżniają się za to pakistańskie ciężarówki. Tu widać inność. Nigdzie na świecie nie ma ładniejszych. Każda inna, skastomizowana przez swojego właściciela. Pisząc, że jest łatwo mam na myśli główną drogę KKH. Jakikolwiek zjazd w bok do dolinki jest już wyzwaniem, nie tyle ze względu na nawierzchnię, ale na naprawdę duże ekspozycje. Jeździłem po skalnych półkach i jestem oswojony z wysokością, ale Karakorum jest bardziej strome niż to co znałem. A może to jednak efekt przyciężkiego GSA?
Jesteśmy w Karakorum, ale za chwilę, za rzeką będą Himalaje. Cały czas mamy tu jakąś rzekę obok, jechaliśmy wzdłuż Hunzy, która za Gilgitem wpada do Indusu. Zjeżdżamy z KKH i uciekamy w bok, drogą w kierunku Ladakhu. Naszym celem jest Skardu, miasto, które jest bazą wypadową wszystkich ekspedycji wyruszających na K2, Gaszerbrumy. To podobno trudna droga, na cały dzień, w dodatku w przebudowie. Zobaczymy. Początek nie jest specjalnie trudny. Ekipa rusza szybko, ja po kilku kilometrach zatrzymuję się, by pstryknąć fotę wielkiej górze po prawej stronie. Trochę wiem o górach, trochę się o tych wspinaczkach naczytałem. Nanga Parbat to dla mnie góra Tomka Mackiewicza i Marka Klonowskiego. Dwóch świrów, poznali się w Irlandii i zaczęli swoją górską historię, bez alpinistycznego backgroundu. W 2008 wleźli na Mount Logan, dostali za to Kolosa i chyba to uzależniło Mackiewicza od gór. Zaglądam go gmaila i czytam maila sprzed 10 laty od Klona. Razem z bratem wybierali się motocyklami do Kirgistanu, wieźliśmy im wtedy z Izim olej do ich katów. Mackiewicz leży gdzieś na tej białej górze, a Marek jechał tą drogą kilka miesięcy temu do Skardu na zimowy trek pod K2. 6 lat temu talibowie zastrzelili w bazie pod tą górą 11 wspinaczy. Nie chcieli tu turystów i tego co za nim nieuchronnie podążą. Tej westernizacji świata. No, ale jesteśmy tu, w ciuchach BMW, w Klimach, Araiach, na 1200 GS, krzycząc kolorami, że jesteśmy. Nie boimy się. Nie ma powodu do strachu, od lat nic złego się tu nie stało. Ale coś w głowie jednak pozostaje.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.
Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 12.05.2020 o 14:05
|