Dzień piąty - finisz.
Tak jak dzień wcześniej, wstajemy zmobilizowani o 7 rano i odpalamy koło 8. Opuszczamy Iłżę i wskakujemy na TET. Po kilkunastu minutach przestaję widzieć Emila w lusterku i zaczynam samotny rajd. Kielecczyzna przypomina mi trochę Arizonę. Ludzie tutaj są uśmiechnięci, krajobraz pofalowany a długie i proste drogi ciągną się po horyzont. Tak było już wczoraj, kiedy miałem możliwość zapoznania się z tutejszym wynalazkiem komunikacyjnym - długą na kilkanaście km prostą drogą brukowaną, tuż obok której szedł równoległy piaszczysty dukt. Tak jest też dzisiaj, prosto i daleko po horyzont, zarówno na odcinkach asfaltowych jak też wzdłuż połaci rolnych. Ziemia tylko tutaj bardziej urodzajna niż w Arizonie, szlak wiedzie kilometrami obok wszelakiej maści upraw. MIjam sady gdzie drzewa uginają się od owoców, zagaduję do lokalesa ładującego jabłka na transport, zabieram najczerwieńsze znalezione na przyczepce i zjadam siedząc na trawie kilkanaście minut później. SMS od Emila - zatrzymał się w sklepie na śniadanie. Ok, łapiemy się jakoś na trasie, jadę.dalej swoje i jestem tu i teraz. Dwie godziny później niespodziewanie dojeżdżam nad jakąś szeroką rzekę. Przybliżam mapę - o, Wisła. Znaczy chyba finiszujemy? Telefon do Emila, złapmy się w Solcu (bez t). Zjeżdżamy się idealnie tuż przed rynkiem. Wizyta w spożywczym, krótki dialog z miłymi ekspedientkami, nowa wiedza że najlepsze na świecie krówki to Krówki Opatowskie, wychodzę z pół.kilogramem. Ładuję kilka do camelbaka, częstuję Emila, korzystam z jego uprzejmości i wrzucam resztę do jego kufra. Wciągam kiełbę, zagryzam cebularzem i ruszam dalej - Emil pewnie będzie chciał się zatrzymać nad tą szeroką rzeką. NIedługo potem jestem już.w Janowcu na przystani promowej. Spotykam ekipę Czechów, robię im fotki, ładujemy się na prom, gadamy i odpływamy (Emil zostaje na drugim brzegu, robi gdzieś fotki w chmielu czy rzepaku). Teraz już.tylko runda honorowa po Kazimierzu, wjazd na rynek i południowy odcinek TET PL zaliczony. Jadę dalej bo pora jeszcze wczesna, pokonuję wąwóz wyłożony jumbą, kamienisty podjazd, zaliczam glebę na zjeździe w wypłukanej koleinie, podnoszę moto z kręgosłupa bo wąsko i pochyło, nie jest łatwo bo leży dość.mocno pokrywą silnika do góry ale udaje się. Krótka pauza na regenerację, kontakt z Emilem, dotarł na rynek w Kazimierzu i decyduje się na powrót zadupiami do rodziny pod Warszawę. Ja dowiosłowuję jeszcze pod Puławy, wbijam w google maps „dom” i w 6h, tuż po zapadnięciu zmroku, teleportuję się do żony, psiaka, zimnego piwa i paczki czipsów. Następny atak na TET PL to odcinek z Kazimierza do Hrebennego i powrót do Trójmiasta. Ale to najprawdopodobniej w przyszłym sezonie.
Tymczasem kończę bo dwa dni nie jeździłem, jutro dobra prognoza więc wstaję o 5:30 i o wschodzie słońca jadę gdzieś przed siebie