11.08.2009, 18:12
|
#34
|
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Katowice
Posty: 1,248
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 39 min 57 s
|
„Wczesnym rankiem” dobiegł do naszych rozedrganych i skołatanych mózgów … nie, nie tupot białych mew o pokład pusty, lecz dźwięk silnika. Raz był daleki, innym razem bliższy. Wyraźnie ktoś się nami interesował. Bez wzajemności. No chyba, że wiozą szklankę wody . Najlepiej z ogórków! W końcu Myku zlitował się i wyczołgał z namiotu celem sprawdzenia, co z tą wodą. Po chwili samochód podjechał bliżej i dobiegła nas rozmowa Myka z lokalesem. Pogadali chwilę, trzasnęły drzwi i nastała cisza…. Myku zniknął.
Ponad dwie godziny później, kiedy to dokonaliśmy podziału łupów na, jak się okazało, wciąż żywym organizmie, pojawił się Myku wraz tajemniczym kierowcą.
„Co kurna tak się patrzycie?” – zagadał wesoło nasz germaniec. Rzeczywiście musieliśmy dziwnie wyglądać jak tak siedzieliśmy i wpatrywaliśmy się w Myka. Przyjechał jakiś taki inny.... Czysty..., pachnący...,ogolony... „I śniadanie też zjadłem!!” – zdążył się pochwalić. Już mieliśmy go odczarować i sprawić, aby znowu był taki jak my, czyli nieogolony, niepachnący i głodny, ale w tym momencie Wiktor zaczął zapraszać nas do siebie. Długo nie musiał, bo za ciepły prysznic byliśmy w stanie zrobić wszystko.
Zwinęliśmy prędko namioty i pojechaliśmy do Wiktora. Spodziewaliśmy się jakiejś chaty, bo okolica wskazywała na taki rodzaj zabudowy a tu niespodzianka. Podjechaliśmy pod kilka po PGRowskich bloków. Kto żyw wyszedł nas pooglądać. Pojawili się nawet lokalni motocykliści na Iżu z wózkiem proponując zamianę . Gospodarze przywitali nas śniadaniem składającym się ze szczupaka, ziemniaków, galarety z nóżek i jakiejś ryby. Wszystko pycha!
Po śniadaniu Larysa wręczyła nam po plastikowej rękawicy do mycia i zaprowadziła do łazienki. W łazience pokazała jak otwierają się drzwi do kabiny prysznicowej, w jaki sposób odkręcić wodę. Szczególnie dumna była z tego, że słuchawkę można zdjąć z uchwytu. Próbowaliśmy nieśmiało powiedzieć, że zdarzało nam się już korzystać z takich rozwiązań, ale chyba do końca nie uwierzyła... Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, rozdaliśmy gadżety i atmosfera była naprawdę fajna. Do tego stopnia, że poopowiadali jak się żyło w Rosji kiedyś a jak teraz. Nie jest to normalne, bo tematów finansowych, politycznych i gospodarczych raczej się na podejmuję. Wiktor w ogóle jest dosyć ciekawą postacią. Dużo podróżował po świecie, jest właścicielem pola na którym rozbiliśmy namioty i generalnie sprawiał wrażenie człowieka z którym liczą się sąsiedzi.
W końcu nadeszła pora pożegnań i pamiątkowych zdjęć, obowiązkowo z przedmiotem szczególnej dumy gospodarzy w tle.
Po wyjściu z bloku na chwilę zrobiło się nieciekawie. Kufer Bajrasza był otwarty a jego zawartość leżała na ziemi .
Okazało się, że zapomniał i tak go zostawił. Przez ponad dwie godziny wszystko leżało i nikt niczego nie ruszył a sądząc po mieszkańcach i okolicy - nie przelewa się tym ludziom. Delikatnie mówiąc.
Ostatnio edytowane przez deptul : 11.08.2009 o 18:40
|
|
|