Nie mam moto we krwi ale jedno wiem.
Się wsiada na to, co się ma i się jedzie.
Kiedyś sam rozkminiałem "żywioł" w temacie 4x4. Uznałem je za niezbędne, do "pełnego" poznania świata.
I tak było w zakładanym obszarze.
Tylko z pewnej perspektywy, a zwłaszcza zainwestowanej kasy w te bajery do poznawania świata - dzisiaj uważam, że to była kasa wyrzucona w błoto.
Być może każden musi sam przez to przejść - jak ja, ale to... strata czasu.
Poszukiwanie "złotego" 125, hm... Miło poczytać

Ale co dalej?