Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27.10.2020, 21:54   #89
Poncki
 
Poncki's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,717
Motocykl: XR250R
Przebieg: ły
Galeria: Zdjęcia
Poncki jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 miesiące 2 tygodni 1 dzień 12 godz 26 min 16 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał _-aska-_ Zobacz post
Wiosła?
Wracając jeszcze do noclegu...

Rozkładaliśmy się w ciemnościach i jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, poranek był zagadką. W nocy wyobrażasz sobie piękna łąkę, a po porannym wyjściu z namiotu owszem wita cię soczysta trawka, jednak urozmaicona tajemniczym hasłem "PAZI MINA". To oczywiście klimaty bałkańskie

Warszawiaków takie klimaty nie dotyczą. Swoje miny wyzbieraliśmy dawno temu. Trochę gorzej jest z tymi łąkami, ale też się znajdą. W takich miejscach ludzie zbierają się, żeby uprawiać sport najdalej od gwaru miasta, jak to tylko możliwe.

Ostatnio jakaś dama w ledżinsach z trzema paskami wyszła na dżoging do Lasku Młocińskiego, a jej późniejsze zeznania wyglądały mniej więcej tak:

A więc, jak już mówiłam, tego dnia wyszłam na poranny dżoging. Jak co niedziela zresztą. Był ciepły letni poranek, a komary nie dawały się zbytnio we znaki. Szczególnie, że ciągle byłam w ruchu. To nie był mój dzień. Wypiłam co prawda koktajl z grejpfruta i awokada, ale siły nie miałam wcale to a wcale. Nogi plątały mi się, a ręce bezładnie opadały ku ziemi. Musiałam wyglądać jak jakaś pokraka.

Jak co weekend wybrałam ścieżkę dydaktyczną. Biegnie się tam po ubitym leśnym dukcie. Po drodze przygotowane są różne takie przyrządy do robienia fikołków, skłonów i innych wygibasów. Nie korzystam z nich, ale bardzo mi się one podobają. Dzięki nim wiem gdzie jestem i ile muszę jeszcze przetuptać, żeby był równy kilometr.

Opadałam już z sił całkowicie, kiedy z lasu wyskoczył ten pokrak. Czego chciał nie wiedziałam, jednak przez myśl przeszło mi, że swój do swego ciągnie. Ale ja się tak wystraszyłam, że moc niecodzienna wstąpiła w me ciało i wielkimi susami zaczęłam oddalać się od niego. Tego pokraka w sensie.

On był straszny jakiś. Letni poranek, a on ubrał wełniane skarpety i nałożył kaptur. Wyszedł nieoczekiwanie z za drzew i przez ułamek sekundy nasze spojrzenia spotkały się. Miał w oczach ogień, był wściekły i żądny krwi. Ja już czytałam o takich zboczeńcach w okolicy. Nie ma z nimi żartów.

Najgorsze było jednak to, co trzymał w rękach. Aż mnie ciarki przeszły. Środek lasu, a on po zaroślach z łopatami do pizzy biega. Nawet nie chcę myśleć co chciał mi zrobić.

20200719_074123yy.jpg

Ale życiówkę na kilometr - wykręciłam!
Poncki jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem