Działania dywersyjno zaczepne okazały się naszą słabą stroną. Wszystko przez ten brak nocy!
No nic. Wykąpani, z pełnymi brzuchami zaczynamy, jak co wieczór, wielkie knucie. Knujemy gdzie spędzimy następne dni. Nordkapp!! Krzyczy Myku. Ja chcę jechać na Nordkapp!!! Próbujemy Mu perswadować, że już tam był, że już widział, zdjęcia nawet ma. Wszystko na nic. Był, ale było bez sensu i należy pojechać jeszcze raz żeby się przekonać czy rzeczywiście jest bez sensu czy z sensem tylko trzeba dłużej tam pobyć. Hmmmm W sumie ma to sens

i
wobec takiej argumentacji jesteśmy bezsilni. No to mamy nowy cel, ale jazda do niego najkrótszą drogą byłaby sporym nietaktem i już mamy nowy plan
Nordkapp, ale wcześniej jedziemy do Gamviku. Po drodze widoki zapierają dech. Północ jest bardzo OK.
droga.jpgdroga1.jpg
woda.jpggamvik1.jpg
Po dotarciu na miejsce mamy małe zderzenie z rzeczywistością.
Nie ma żadnej hyte. Jest hotel i hostel. Wybieramy ten drugi. Jest pralka, suszarka, kuchnia, TV, młode dziewczyny w recepcji.
Jest wszystko. Cena za ten komfort w, przypominam, hostelu wywala nas przez zamknięte drzwi prosto w siodła naszych motocykli. Coś koło 500zł za pokój. Witamy w Skandynawii.
gamvik.jpg
Na mapie widzimy cieniutką niebieską kreskę łączącą Gamvik z Nordkappem. Słuchajcie! Plan jest taki!. Krzyczy któryś z nas.
Na Nordkapp popłyniemy sobie promem!! A co?!
Miła pani w biurze próbuje wbić nas na prom, który nie zabiera samochodów. Wspomina coś o dźwigu, motocyklach na pokładzie itp..
Ooooo zajebiście!!! Już widzimy naszą fotę w kalendarzu. Nawet zaczynają się spory czy bardziej pasują miesiące zimowe czy te letnie.
Niestety. Kapitan okazał się być sztywniakiem i jakoś nie podzielał naszego optymizmu i pomysł z dźwigiem też mu się nie spodobał. Nie to nie. Łachy bez.
Mamy przyjechać następnego dnia po bilety, bo prom, który nas zabierze odpływa o pierwszej w nocy. Jest 20:00 więc mamy trochę czasu. Nawet więcej niż trochę.
Rozbijamy namioty, palimy ognicho, nie pijemy wódki i nie jemy mięsa. Dzień, jak co dzień.
ognisko.jpgognisko1.jpg
namioty.jpgnamioty1.jpg
Spokój Myka zakłóca widoczna w oddali góra z kopcem na szczycie. Hm hm hm... zachrumkał. Idę! Powiedział i poszedł. Po co? Nie wiemy.
kopiec1.jpgkopiec.jpg
Jak wrócił to Go o to pytaliśmy, ale też nie wiedział. Ot taka germańska zachcianka.
W końcu jedziemy po bilety. Bajrasz zostaje, bo mu się nie chcę. Mija z godzinka i wracamy a dupy nam prawie odpadają ze śmiechu, bo nie ma wolnych miejsc na promie. Wiemy, że Bajrasz tego nie kupi. Dobrą godzinę próbujemy Go przekonać, że trzeba się już zwijać i jechać. Na kołach, bo prom nas nie zabierze. Myślę, że uwierzył dopiero po jakiś 100km.