Nie pamiętam dokładnie, ale niezła historia Fassi'ego, jak pił z jakimś jegomościem (Litwin, Węgier?) i ten jegomość poszedł się odpryskać. Wrócił po dwóch? godzinach cały w liściach i porysowany od kolczatek, bo się zgubił. Jakimś cudem wylazł poza teren Białej i szedł dookoła trzymając się siatki, aż trafił na bramę wjazdową
Matias, to była ta Biała i ten poranek
P9100208.jpg
Kumpel obudził się z jednym butem w pokoju, a drugi się znalazł... pod ławką koło ogniska.
A podeszwy, to też mi dymiły.