Szesnasty dzień: Mazury

Noc na pograniczu Suwalszczyzny i Mazur upłynęła nam cicho i spokojnie z wyjątkiem żurawi, którym zajęliśmy miejscówkę. Wredne ptaszyska przyleciały jakoś tak koło 5tej rano i krążyły nad nami rycząc wniebogłosy:-). Pięknie było!
Zebraliśmy się powoli i ruszyliśmy w dal!
Niech Was nie zwiedzie powyższy filmik! Mówi się, że Mazury to kraina tysiąca jezior - może to i prawda, ale nad każdym z tych jezior przebywa latem milion ludzi z milionem samochodów, dzieci, bab, grilów itd. Jeśli nie ma ludzi to są miliony płotów do samej wody... Może dlatego, że to była niedziela...?:-) A może tam po prostu tak jest... Znaleźliśmy w końcu plażę, do której trza było jechać jakieś 5 km fajnym szutrem i tam się wykąpaliśmy razem z kompletem mieszkańców pobliskiej wioski.
Tak czy owak jedziemy dalej ciesząc się pięknymi szutrami, złotymi ścierniskami i zapuszczonymi poniemieckimi drogami brukowanymi.
Wojtek miał sprytny plan zwiedzenia Wilczego Szańca w Kętrzynie, jednak widok kolejki do kolejki do parkingu skutecznie odwiódł go od tego jakże wspaniałego pomysłu. Zjedliśmy więc smaczną pizzę w mieście, przegryźliśmy ją lodem i ruszyliśmy w dalszą trasę. Na poniższym filmiku Wojtek ćwiczy swój Rosyjski, a ja mój Lubelsko-Podlaski:-)
Piękne słoneczko świecące już od 2 tygodni było super, ale jazda po 10 godzin dziennie dawała się nam we znaki. Na szczęście trafiliśmy do krainy bogatej w wodę i można było z tego dobrodziejstwa korzystać do woli:-)
Nocleg niestety nas rozczarował - znaleźliśmy na mapie jezioro oddalone od cywilizacji o kilka kilometrów, jednak po dojeździe okazało się, że jest obrośnięte trzcinami a jedyna plażą zajęta była przez krowy...Robiło się już ciemnawo i jak na złość nie mogliśmy znaleźć dobrego spotu na biwak. Dopiero po godzinie szwędania zawędrowaliśmy w jakieś fajne krzaki i..tadammm:-)
to był piękny dzień z podwójną kąpielą!:-)