Będzie post pod postem, ale trudno. Jagnie się pisać nie chce

.
Trzynastego, piątek. Coś MUSI się zdarzyć...
Dzień wcześniej siedzimy sobie na mikroryneczku Alcaucín, patrzymy na zachód słońca, ludzi, którym nigdzie się nie śpieszy...
Covid? No dobra, kilkanaście chorych, nie dajmy się zwariować, pojutrze wrócimy do domu i z powrotem w kieracik

(Choć na ten rok mamy akurat plany konkretnie zmieniające rzeczywistość).
Jeszcze nie wiemy, że rzeczywistość sama zdecyduje o wszystkim...
Ale na razie jest rano, świeci słońce, motorki czekają pod hotelem

Ruszamy w kolejny andaluzyjski dzień.
Na początek obieramy kierunek na miasto Alhama De Granada, za którym znajdują się gorące źródła. Droga do nich wiedzie malowniczym wąwozem w którym robimy sobie parę fotek.
Za wąwozem jest hotel, a przy nim na strumyku wydzielone dwa małe baseny z ciepłą wodą(ma może jakieś 40 stopni)
No, jak to mówią "dupy nie urywa", kręcimy się tam chwilkę, z zażenowaniem patrzymy na jakiegoś Niemca który oddaje mocz z gołym tyłkiem w publicznym miejscu i jedziemy dalej.
Kierujemy się drogą A 338 w kierunku sztucznego jeziora i tamy
A za zbiornikiem dalej w kierunku wybrzeża drogą A 4050 na której spotykamy jakiś pierdyliard rowerzystów.
Gdzieś w połowie zatrzymujemy się na szamę. Znów zamawiamy lokalną zupę, jakieś warzywa z grilla i jagnięcinę.
Po jedzeniu za bardzo nie chce nam się ruszać, ale jechać trzeba.
cdn...