Dzięki wszystkim za miłe słowa
Artek, podziemie pomocowe działa sprawnie!
US7IGN, to by się zgadzało
111.jpg
Tomas_XRV z tym centrum konfliktu, to zdecydowanie się nie zgodzę. Zachodnia część Ukrainy jest aktualnie relatywnie bezpieczna (napiszę poniżej). Z grubszych akcji miały miejsce chyba trzy ostrzały, jednak dotyczyły one wyłącznie celów militarnych. Szansa, że dostaniesz w łeb rakietą wystrzeloną z łodzi podwodnej (tak było z bazą we Lwowie) jest dosyć mała...
Chyba że...
https://telegraf.com.ua/lifestyle/20...hta-ukraintsev
Przed wyjazdem obawiałem się tylko, że dopadną mnie jakieś dziwne procedury (np. że zarekwirują mi furę na potrzeby armii

)
GregoryS napisz na

, to dam Ci namiar. Koszulka kosztuje chyba 40 zł w Warszawie.
CzarnyEZG, działam w sprawie materaców, udało mi się skontaktować. Dzięki!
Stopa, ja jestem Poncjusz Nieobrażalus!
Matjas, we Lwowie właśnie zwierzęta domowe dały mi do myślenia (piszę poniżej).
Pisałem wcześniej o wyrzutach sumienia - że może za mało robię, że może nie tak, że inni robią lepiej i więcej.
Bardzo szybko poradziłem sobie z nimi, jak tylko dojechaliśmy do Stryja.
W sumie nie wiem czego się spodziewałem, ale widok par spacerujących po mieście z kubkami kawy był dla mnie sporym zaskoczeniem.
Jakoś tak sobie wyobrażałem, że wszyscy działają w szeroko pojętym wolontariacie i nikt nie ma czasu na głupoty.
O Dworcu Centralnym w Warszawie też pewnie słyszeli wszyscy.
Armagedon, bałagan i tragedia wielu ludzi (problem został już w większości rozwiązany).
Tymczasem na okolicznych ulicach stoją zaparkowane grube fury na białoruskich i ukraińskich blachach.
W galeriach handlowych lub sklepach na Mokotowskiej (to takie zagłębie drogich butików) też nie brakuje wschodnich języków.
Dla niektórych to wakacje na zachodzie i kasa płynie strumieniami.
Tymczasem inni (ojciec, matka, córka i niepełnosprawny syn) przyjeżdżają bez języka do obcego miasta, a cały ich dobytek to laptop i dokumenty.
We Lwowie jest dokładnie tak samo. Poszedłem na bazar koło dworca, żeby kupić miód. Z całą stanowczością muszę powiedzieć, że nie brakuje tam niczego. Tłok też bez zmian, ludzie robią zakupy i nic szczególnego się nie dzieje. Gdybym dotarł do Lwowa bez kontekstu, to bym pomyślał, że trafiłem na jakieś święto - wszędzie wiszą flagi.
Gorzej jest niestety na dworcu (byliśmy tam po przejściu największej fali).
W jego kierunku cały czas zmierzają ludzie z walizkami. Nie są to jakieś straszne tłumy, nie ma tłoku, ale ruch jest spory. Nikt nie płacze, nikt nie krzyczy i jest prawie normalnie. Tylko że ludzie są mega smutni i to widać na pierwszy rzut oka. Mało kto ciągnie za sobą więcej niż jedną walizkę. Natomiast sporo jest zwierzaków domowych. Niektóre w kontenerkach, inne zawinięte w prześcieradło, widziałem też dzieciaka z papugą w klatce.
444.jpg
Realnie poprawiła mi nastrój atmosfera panująca na linii wolontariusz - wolontariusz i wolontariusz - osoby potrzebujące. Na miejscu działa sporo organizacji z wielu krajów świata. Na bieżąco wydawane są posiłki, jest kilka namiotów, toitoie i raczej nie ma armagedonu. Nie zauważyłem tam osób z przypadku, każdy jest zaangażowany i chętny do pracy.
Nie mogłem się dogadać z kobietą, która miała jechać ze mną do Warszawy.
Złapałem pierwszego z brzegu gościa w kamizelce i zaraz temat udało się ogarnąć. Chwilę później włączyły się syreny ostrzegające przed nalotem. Nikt się szczególnie nie przejął i zaczęliśmy się zastanawiać jaki jest cel włączania ich co chwila, skoro nikt nie reaguje.
Zdecydowanie odgłos syren działa mobilizująco i podkreśla doniosłość chwili. Zaryzykuję też stwierdzenie, że buduje atmosferę zjednoczenia. Bez wątpienia jednak nikt do schronu się nie chował.
Podczas pierwszej wizyty we Lwowie nie wiedziałem jak znaleźć osoby, które potrzebują "podwózki". Podszedłem do przypadkowych Polaków, którzy ładowali ludzi do swojego busa. Rozmowa nie zajęła mi więcej niż minutę i miałem już komplet. Dokładnie rzecz ujmując nadkomplet, ale tym nikt się nie przejmuje. Busy 8 osobowe wożą czasami po 17 osób - jak matatu w Afryce.
Na granicy spotkaliśmy typka, który kupił Caravelkę specjalnie po to, żeby transportować ludzi z Ukrainy (rzecz jasna za free). Jak się okazało, gość prowadzi kanał, który regularnie obserwuje Tomek.
https://www.facebook.com/niesprzedambederobil
333.jpg
Z Polski kursuje ogromna ilość prywatnych samochodów. Czasami są to pojedyncze osobówki, innym razem konwoje. Jeżdżą też autokary.
Osławiony "zielony pas" nie istnieje (z TIRami jest chyba inaczej), a przynajmniej nie w takiej formie jak sobie to wyobrażałem. Aktualnie wjazd na Ukrainę powinien się zamknąć w 45 minutach. Na wyjazd trzeba liczyć 1 - 1,5 h. Dokumenty potwierdzające cel transportu są bardzo pomocne.
Czasami jednak trzeba powalczyć o częściowe ominięcie kolejki
222.jpg
No ale najlepsze są media światowe

Stoimy na granicy w Medyce, jeszcze po polskiej stronie. Prawym pasem podjeżdża busik, z którego wysypuje się kilka osób. Wyciągają kamery, statywy i inne utensylia. Do nas podchodzi polski "opiekun" i pyta się gdzie są ci wszyscy ludzie. Przecież jeszcze kilka dni temu były tłumy. Jest mocno zawiedziony, że granica pusta i pyta czy może nie udzielimy wywiadu dla belgijskiej telewizji. Za chwilę wpada CNN, dziennikarz podchodzi do pierwszego z brzegu samochodu, nagrywa "setkę" i do domu.
Ciężko oczekiwać, że powstaną z tego wybitne materiały...