Ranek wcale nie napawa nas optymizmem. Widać, że front przechodzi w kierunku naszego dawnego celu ale mocno wieje i na wodzie robią się bałwanki. Pakujemy menele i czekamy aż trochę się zluzuje żebyśmy mogli pokonać kawałek drogi do najbliższej wyspy. Dalej możemy trzymać się już mniej więcej brzegów tak aby w razie draki móc szybko się stlenić na ląd.
Udaje nam się przepłynąć około kilometra ale trzeba stale halsować na falę i z falą. Nie ma w tym żadnej przyjemności. W końcu i tak pogoda się kasztani jeszcze bardziej a do tego zaczyna walić żabami. Widzimy pomost i zabudowania na jednej z wysepek i postanawiamy tam przeczekać najgorsze.
Parkujemy ale, że to czyjś domek to jest pełna insfrastruktura i kajak możemy wydłubać po pochylni dla łodzi. Oczywiście na terenie nie ma żywego ducha. Jeden mały domek , drugi z sauną a na tyłach jakieś garaże dla łodzi. Wygląda jakby nikt tutaj nie był od lat.
Pogoda się w końcu poprawia na tyle że możemy ruszyć choć sfalowane jest dalej to już nie ma bałwanów i jako tako się płynie. Trzymamy się brzegu zgodnie z planem i jakoś idzie. Kolejny atak pogody zmusza nas do skitrania się w krzakach za jedną z wysepek, która daje osłonę od wiatru i fal. Znów to samo czyli oczekiwanie aż wiatr trochę odpuści. Dzięki temu mam trochę czasu i biorąc pod uwagę kierunek wiatru ustalam trasę do bazy, gdzie będziemy biwakować. Mamy trochę wiosłowania ale jak szczęście dopisze to po paru kilosach wpłyniemy pomiędzy wyspy gdzie powinno być zacisznie lub względnie spokojnie.
Wstępnie planujemy dopłynąć do wysepki Pieni Lappi
https://goo.gl/maps/LaZtGH7FoLpwksL88
Ale plan musimy zrewidować bo na tym szlaku pizga złem. Postanawiamy więc zmienić trasę i popłynąć pomiędzy wyspami w kierunku Vuorisaari bo tam mamy do wyboru kilka miejsc biwakowych a do tego będzie zaciszniej. Pływamy sobie więc wokół wysepek, zrobiło się spokojniej i nie ma już ciśnienia choć zdarzają się podmuchy i sfalowania to płynie się znacznie przyjemniej.
Stajemy na przerwę na wyspie Paavalinsaari gdzie też jest biwak. Piwko, fajka i można ciągnąć dalej. Po drodze w tamtą stronę mijaliśmy bardzo fajne , kameralne miejsce biwakowe na jednej z wysp i postanawiamy, że dopłyniemy tam i tam też zostaniemy na noc. Jest już w zasadzie całkiem spokojnie choć bywają zrywy i robi się chwilowo nieciekawie ale nie ma tragedii. Lądujemy i bierzemy się za ogarnięcie szamy i rozstawienie namiotów.

Do wysepki zacumowana jest jedna łódź ale ludków nie widać, chyba kimają na łodzi.

Kawusia obligo.

I tak na zmianę deszcz i pizga a potem się uspokaja i jest tak.

Dobijają kolejne 2 łodzie. W jednej 2 chłopów z 4 dzieciaków a w drugiej chłop z synem. Jakiś klimat że chłopy zabierają synów na biwak. Jedna ekipa rozstawia namioty a druga będzie spać na łodzi. Chłopaki od namiotów po posiłku (ziemniaki w mundurkach a jakże) ruszają łodzią z tego co zrozumiałem na saunę. Druga ekipa się kąpie. W deszczu a jak.
Wieczorkiem dobijają kajakarze. Cała banda 5 czy 6 kajaczków. W porównaniu z ich sprzętem to nasz kajak wygląda jak Queen Mary. Małe, wąskie z wysokim dziobem. No takim to można się taplać na falach. Do tego waży to nic. Zajebiste sprzęty. Ekipa hamakowo-namiotowa. Hamakowcy od razu biorą menele i pakują się na szczyt wzgórza obok obozowiska. No to postanawiamy oblukać co tam jest fajnego, że się tam pakują. No to popatrzcie sami. Komentarz zbędny.